Bruno Volta (Andrzej Zielinski) to taki odpowiednik Patricka Jane z Mentalisty. Człowiek, który za pomocą swojego bystrego umysłu potrafi dostrzec rzeczy, których normalni ludzie nie zauważają. Jest to bardzo pomocna umiejętność, gdy jest się coachem personalnym pracującym nad wizerunkiem czołowych polityków w kraju, w tym Kazimierza Dolnego (Jacek Braciak) ubiegającego się o posadę prezydenta RP. Ułożone życie Bruna zaczyna się sypać, gdy jego znacznie młodsza partnerka Agnieszka (Aleksandra Domanska) przyprowadza do domu Wiki (Olga Bołądź), dziewczynę, która ma coś, czym Volta może się zainteresować. Nowa znajoma znajduje w ścianie starej kamienicy tajemniczy i niezwykle drogocenny przedmiot – zaginioną koronę Kazimierza Wielkiego. Volta nie może przepuścić okazji wartej miliony. Wspólnie z ochroniarzem „Dychą” (Michal Zurawski) postanawia w sposób legalny (lub też nie) przejąć insygnia. W tym momencie cała sprawa zaczyna się komplikować. ‌‌Juliusz Machulski chciał stworzyć film pokroju Vinci, co mu się niestety nie udało. Winny temu jest słaby scenariusz. Niepotrzebnie już od pierwszych minut widz jest przygotowywany na to, że to, co zaraz zobaczy, jest jednym wielkim przekrętem. Nie ma przez to zaskoczenia. Od razu wiemy czego się spodziewać i kto stoi za całą intrygą. Do tego reżyser postanowił przepleść współczesność z retrospekcjami, które niestety wyglądają jak niskobudżetowy teatr telewizji. Brak w nich historycznego klimatu. Już o wyglądzie samej korony, przypominającej rekwizyt szkolny, nie wspomnę. Głównym sponsorem filmu jest Lublin, o czym reżyser nie daje nam zapomnieć. I nie chodzi mi o to, że produkcja wygląda jak pocztówka z najpiękniejszych miejsc tego miasta. Tu wszyscy bohaterowie co pięć minut podkreślają, że są w Lublinie. Widzowie naprawdę zdążyli już się zorientować. Volta stara się też naśmiewać z obecnej polskiej polityki i jej bohaterów. Mało rozgarnięty Dolny jako kandydat na prezydenta, który jest tylko pionkiem w rękach prezesa partii trzymającego realną władzę, ma być karykaturą Andrzeja Dudy. Jest to bardzo nachalna satyra, trochę przypominająca swoim poziomem niektóre rodzime kabarety. Jest to oczywiście zabawne, ale od człowieka, który przyniósł nam Kingsajz czy Seksmisja, oczekuje się bardziej wysublimowanego humoru. Czegoś, co poruszy nasze szare komórki, a nie będzie żerowało na najniższym humorze wręcz wymuszającym śmiech. Machulski zebrał bardzo ciekawą obsadę: Bołądź, Zieliński, Braciak, Pazura, Stelmaszyk czy Szczepkowska starają się w jak najlepszy sposób wywiązać z powierzonych zadań, choć scenariusz im tego nie ułatwia. Niestety mocno od nich odstaje Aleksandra Domańska, która jest strasznie nienaturalna i psuje większość scen, w których się pojawia. Honor Volty ratuje Jacek Braciak jako Kazimierz Dolny: człowiek tak prosty, że aż śmieszny. Każdy tekst przez niego wygłoszony wywołuje salwy śmiechu. Szkoda, że reszta nie jest taka zabawna, bo mielibyśmy prawdziwy hit. Ciekawie też prezentuje się, choć sam jestem zaskoczony, Cezary Pazura jako mafioso z ostro pokiereszowaną twarzą. Volta to nie jest zły film. Reprezentuje raczej średnią półkę, na którą ostatnio trafia większość produkcji Machulskiego. Szkoda, bo kiedyś uważało się go za króla polskiej komedii. Ale jak mówi jeden z bohaterów jego najnowszej produkcji „czas króli już minął”. Szkoda.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj