Jestem fanem Voo Voo od jakichś trzydziestu lat (naprawdę jestem stary). Oczywiście takie fanostwo przechodzi przez wiele etapów - od nabożnego słuchania w kółko płyt, poprzez jeżdżenie na każdy koncert zespołu i machanie marynarką (serio, czasy studenckie), poprzez zapraszanie ich do klubu studenckiego, w którym pracowałem (też oczywiście czasy studenckie), po już dorosłe kupowanie wszystkich płyt i, raz z mniejszym zachwytem, raz z większym, obserwacja kolejnych zmian stylistyki, nastrojów i gatunków muzycznych.
To chyba trochę tak jest, że jak się jakąś muzykę naprawdę polubi w młodości, to już człowiekowi zostaję na resztę życia. A że jeszcze do tego naprawdę podobają się teksty Waglewskiego (niemal tak jak Janerki), to można by rzec, że jestem uzależniony. Ba, pamiętam, że w latach osiemdziesiątych wręcz spisywałem je z płyt i miałem do tego osobną teczkę (czasy głęboko przedinternetowe).
To wszystko powyżej stanowi jakiś podkład pod tę recenzję. Bo oto zobaczyłem w sprzedaży Voo Voo. Dzień dobry wieczór poświęconą Voo Voo i natychmiast chciałem ją przeczytać. Tyle wydaje się w ostatnich latach świetnych biografii, że pomyślałem - super. Kto jak kto, ale w polskiej muzyce Waglewski i jego ekipa z pewnością zasłużyli na dobrą i głęboką analizę, a także opis ich twórczości. Ale to niestety nie ta książka. To znaczy - ta też jest ok (o tym poniżej), ale nie jest to biografia. Miejmy nadzieję, że kiedyś takiej się doczekamy, a na razie dostaliśmy po prostu to, co wydaje się u nas ostatnio w ilościach hurtowych, czyli książkowe wywiady. Oto Piotr Metz porozmawiał z każdym z aktualnego składu Voo Voo i wyszła książka. Ciekawa i fajna, ale oczekiwałem więcej.
Oczywiście pierwszy i największy rozdział to rozmowa z samym Waglewskim. Dokładna i rzetelna. Taka, która prowadzi nas przez całą historię grupy (od sesji I Ching i pamiętnej płyty Świnie kwartetu Morawski, Waglewski, Nowicki, Hołdys, po rzeczy bieżące). Waglewski zawsze miał spory dystans do siebie i swojej twórczości, jak mało który polski twórca skupia się raczej na tym, co (jak uważa) mu nie wyszło i nie ma w tym krzty udawanej skromności. On się po prostu naprawdę zna na muzyce, wie, czego chce, wie, co zrobił i patrzy na to uczciwie. Voo Voo (jak wskazuje sama nazwa) to w dużej mierze on, ale i jego opowieści. Późniejsze trzy wywiady świetnie pokazują, że zespół to też kwestia wyborów współgraczy czy wydarzeń losowych. To świetna i mądra rozmowa o muzyce i o życiu. Każdemu życzę takiej samoświadomości jaką ma Waglewski.
Ta rozmowa jest do tego tak kompletna, że po jej przeczytaniu ma się wrażenie, że pozostałe już nam nic nie powiedzą. Że mamy wiedzę kompletną. I okazuje się, że bynajmniej. Że każda kolejna (z Mateuszem Pospieszalskim, Karimem Martusewiczem i Michałem Bryndalem) ciekawie dopełnia obraz sytuacji. Pokazuje inne perspektywy, inne życiowe doświadczenia, inne (krótsze) doświadczenia z grania w zespole. To naprawdę robi wrażenie i sprawia, że ta książka staje się bardziej wielowymiarowa. Choć z drugiej strony apetyt rośnie w miarę jedzenia i choć rozumiem ideę konstrukcji tej pozycji jako czterech rozmów, to aż by się chciało przeczytać też wywiady z innymi osobami związanymi z zespołem - od Zbigniewa Hołdysa, który gdzieś tam asystował przy porodzie, poprzez muzyków ex-Voo Voo-wych (czyli perkusisty Andrzeja Ryszki i basisty Jana Pospieszalskiego - tak, tego samego), aż nawet po bieżącego menadżera czy pracowników technicznych współpracujących stale przy ich występach.
Ale jeśli coś naprawdę w tym tomie zawodzi, to końcówka. Tam bowiem mamy w miarę przyzwoite kalendarium i trochę fotek, ale przede wszystkim nadzwyczaj żenująco pokazaną dyskografię Voo Voo. Nie dość, że obejmuje ona tylko płyty studyjne, to wygląda ona tak, że na środku każdej strony są dwie malutkie miniaturki okładek płyt (niespełna 4 cm w podstawie), a pod spodem tytuł płyty, rok i wydawca. Nie ma nawet spisu piosenek, że o dokładniejszych danych nie wspomnę. Słabo, oj słabo.
Acz i tak dla samych wywiadów warto! Bo są świetne! I pozostaje mieć nadzieję, że wywiady Metza za jakiś czas przydadzą się komuś, kto będzie pisał biografię Voo Voo z prawdziwego zdarzenia. Bo naprawdę zasługują.