Produkcja W nieskończoność oparta jest na książce D. Erica Maikranza i dzięki temu ma atrakcyjny punkt wyjścia. Przedstawia grupę ludzi, którzy mają wspomnienia, umiejętności i doświadczenia z poprzednich żyć, więc motyw reinkarnacji pokazany jest w zupełnie innym tonie. Do tego, jak to w przypadku pozornej nieśmiertelności bywa, niektórzy są tym zmęczeni, więc chcą zniszczyć świat. Proste? Jak najbardziej. W praktyce jednak ta historia jest banalnie przedstawiona bez pogłębienia określonych motywów. A cały pomysł ma przecież potencjał, by zbudować emocje tego konfliktu, a nie - jak ostatecznie Fuqua zrobił - pozostawić nas jedynie z obojętnością. Nie mam nic przeciwko fabułom opierającym się na podróżach z punktu A do punktu B, a następnie do C. Jeśli to jest dobrze prowadzone, a pomiędzy mamy emocje, akcję i przyjemną rozrywkę, nie ma na co narzekać. Tutaj jednak to wszystko jest aż typowo pokazane; jakby w ogóle nie czuć, że to Antoine Fuqua reżyserował, bo historia kompletnie nie angażuje, a kolejne motywy są oczywiste i przewidywalne, a przy tym - co najgorsze - nudne. Mark Wahlberg powinien być zaletą i twarzą tej produkcji, a jest największą wadą. Mamy aktora grającego na totalnym autopilocie w sposób, do którego przyzwyczaił nas w innych wysokobudżetowych produkcjach. Ten sam styl, ta sama mimika i - dla wielu! - dość irytująca maniera. Wahlberg nie jest złym aktorem, gdy mu się chce, a tutaj wyraźnie tak nie jest. Przez to też jego postać jest nijaka, płytka i nieciekawa. Wszelkie aspekty emocjonalnie są nieudane, a kwestie przemiany i odkrywania "mocy" potraktowano powierzchownie. Trudno czerpać przyjemność z seansu, gdy bohater zlewa nam się z wszystkimi filmami Wahlberga. A to samo w sobie jest winą scenariusza, który marnuje talent aktora. Choć jeszcze bardziej zmarnowany jest Chiwetel Ejiofor w roli czarnego charakteru. Pomimo tego, że jego motywacje miały duży potencjał. Antoine Fuqua pokazał w Bez litości, że całkiem dobrze czuje akcję, ale już w Bez litości 2 to tak nie działało, bo montaż był fatalny, a pomysły na sceny walk karygodne. Produkcja W nieskończoność pod tym względem na pewno jest widowiskowa i wyróżnia się ciekawymi pomysłami, ale sposób ich realizacji jest dość przestarzały, mało porywający - w epoce po Johnie Wicku wręcz nudny. Pod tym względem wszystko raczej jest przeciętne z niektórymi wyróżniającymi się momentami. Problem polega na tym, że przez całą konstrukcję i kiepski scenariusz wszystko "ani ziębi, ani grzeje". A to jest zawsze problem - w tym wypadku pogłębiany jeszcze przez oczywistości w rozwoju fabularnym. Nikt nie jest zainteresowany poprawnym prowadzeniem tej narracji. W nieskończoność to film z cyklu "na co zmarnować pieniądze?". Nieudana próba stworzenia rozrywki z potencjałem na serię, która nigdy nie powstanie. Ogląda się w miarę przyjemnie, jednak realizacja scen akcji pozostawia zbyt wiele do życzenia, a Wahlberg, któremu wyraźnie się nie chce, nie pozwala się zaangażować w historię jego bohatera.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj