W nieskończoność - recenzja filmu
W nieskończoność to film akcji Antoine'a Fuquy z elementami science fiction. W Polsce produkcja ominęła kina i trafiła od razu na platformę Amazon Prime Video.
W nieskończoność to film akcji Antoine'a Fuquy z elementami science fiction. W Polsce produkcja ominęła kina i trafiła od razu na platformę Amazon Prime Video.
Produkcja W nieskończoność oparta jest na książce D. Erica Maikranza i dzięki temu ma atrakcyjny punkt wyjścia. Przedstawia grupę ludzi, którzy mają wspomnienia, umiejętności i doświadczenia z poprzednich żyć, więc motyw reinkarnacji pokazany jest w zupełnie innym tonie. Do tego, jak to w przypadku pozornej nieśmiertelności bywa, niektórzy są tym zmęczeni, więc chcą zniszczyć świat. Proste? Jak najbardziej. W praktyce jednak ta historia jest banalnie przedstawiona bez pogłębienia określonych motywów. A cały pomysł ma przecież potencjał, by zbudować emocje tego konfliktu, a nie - jak ostatecznie Fuqua zrobił - pozostawić nas jedynie z obojętnością. Nie mam nic przeciwko fabułom opierającym się na podróżach z punktu A do punktu B, a następnie do C. Jeśli to jest dobrze prowadzone, a pomiędzy mamy emocje, akcję i przyjemną rozrywkę, nie ma na co narzekać. Tutaj jednak to wszystko jest aż typowo pokazane; jakby w ogóle nie czuć, że to Antoine Fuqua reżyserował, bo historia kompletnie nie angażuje, a kolejne motywy są oczywiste i przewidywalne, a przy tym - co najgorsze - nudne.
Mark Wahlberg powinien być zaletą i twarzą tej produkcji, a jest największą wadą. Mamy aktora grającego na totalnym autopilocie w sposób, do którego przyzwyczaił nas w innych wysokobudżetowych produkcjach. Ten sam styl, ta sama mimika i - dla wielu! - dość irytująca maniera. Wahlberg nie jest złym aktorem, gdy mu się chce, a tutaj wyraźnie tak nie jest. Przez to też jego postać jest nijaka, płytka i nieciekawa. Wszelkie aspekty emocjonalnie są nieudane, a kwestie przemiany i odkrywania "mocy" potraktowano powierzchownie. Trudno czerpać przyjemność z seansu, gdy bohater zlewa nam się z wszystkimi filmami Wahlberga. A to samo w sobie jest winą scenariusza, który marnuje talent aktora. Choć jeszcze bardziej zmarnowany jest Chiwetel Ejiofor w roli czarnego charakteru. Pomimo tego, że jego motywacje miały duży potencjał.
Antoine Fuqua pokazał w Bez litości, że całkiem dobrze czuje akcję, ale już w Bez litości 2 to tak nie działało, bo montaż był fatalny, a pomysły na sceny walk karygodne. Produkcja W nieskończoność pod tym względem na pewno jest widowiskowa i wyróżnia się ciekawymi pomysłami, ale sposób ich realizacji jest dość przestarzały, mało porywający - w epoce po Johnie Wicku wręcz nudny. Pod tym względem wszystko raczej jest przeciętne z niektórymi wyróżniającymi się momentami. Problem polega na tym, że przez całą konstrukcję i kiepski scenariusz wszystko "ani ziębi, ani grzeje". A to jest zawsze problem - w tym wypadku pogłębiany jeszcze przez oczywistości w rozwoju fabularnym. Nikt nie jest zainteresowany poprawnym prowadzeniem tej narracji.
W nieskończoność to film z cyklu "na co zmarnować pieniądze?". Nieudana próba stworzenia rozrywki z potencjałem na serię, która nigdy nie powstanie. Ogląda się w miarę przyjemnie, jednak realizacja scen akcji pozostawia zbyt wiele do życzenia, a Wahlberg, któremu wyraźnie się nie chce, nie pozwala się zaangażować w historię jego bohatera.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat