W pętli ryzyka i fantazji to film pokazujący niewyobrażalną potęgę komunikacji. Słowa mają moc cofania czasu; w innym miejscu mogą obrócić się przeciwko nam i uderzyć ze zdwojoną siłą.
W rewelacyjnym Drive My Car maestro ekranowej subtelności, Ryûsuke Hamaguchi, mówił o wyzwoleniu z kajdan emocjonalnych traum poprzez sztukę. W filmie W pętli ryzyka i fantazji, drugiej produkcji reżysera pokazywanej na tegorocznym festiwalu Nowe Horyzonty, japoński artysta na łodzi melancholijnej poetyki dryfuje w stronę innej formy katharsis; tym razem wypływa ono bezpośrednio z rozmowy. Ta opowieść, podzielona na trzy odmienne, choć gdzieś na najgłębszym poziomie wzajemnie dopełniające się nowele, jest doprawdy przedziwna: z jednej strony jej minimalistyczny, niezwykle intymny świat próbuje nazwać i uchwycić uniwersalne, choć ulotne uczucia. Z drugiej zaś dzieło to, opatulone dialektycznym kocem, możemy uznać za wnikliwą obserwację pogranicza ryzyka i fantazji, którym ton nadaje zarówno potrzeba bliskości, jak i podsuwane przez dyskusję wyobrażenia. Hamaguchi, artystyczny spadkobierca Érica Rohmera i Johna Cassavetesa, z ogromną precyzją i nieodłączną w jego przypadku elegancją szkicuje płaszczyznę nieoczywistych, złożonych relacji człowieka z człowiekiem. Mnóstwo w nich przypadku, jeszcze więcej dialogu, lecz to słodko-gorzki posmak każdej z nowel uderza najmocniej. W tym filmie subtelnie wybrzmiewający taniec humoru, emocji i pożądania potrafi uwieść bez reszty, jednak wyłącznie wtedy, gdy zdamy sobie sprawę, że pod tymi warstwami znajduje się rdzeń w postaci smutku, samotności i tęsknoty za czymś, co chyba już bezpowrotnie przeminęło.
W pierwszej historii poznajemy modelkę Meiko, która odkrywa, że lubiana przez nią koleżanka umawia się z jej byłym chłopakiem - bohaterka postanawia złożyć mężczyźnie wizytę w biurze. Ta część filmu traktuje o ukrywającej się pod welonem dialogów miłości, szczerej i nieustannie żywej, która w toku długich rozmów chce znaleźć oparcie w skrzętnie zaplanowanej intrydze. W części drugiej, moim zdaniem najlepszej z całego tryptyku, patrzymy na świat oczami Nao, mężatki i matki, która spotyka się z właśnie nagrodzonym ważnym wyróżnieniem literackim profesorem. Ich dysputa o książce wykładowcy zostaje niespodziewanie dla widza osadzona na erotycznym fundamencie, choć przecież prawdziwym celem dyskusji jest zemsta kobiety. Trzecia z nowel powstała już w czasie pandemii koronawirusa, przy czym w ekranowym świecie doszło do katastrofy innego wymiaru - wirus komputerowy doprowadził do całkowitego wyłączenia Internetu, a ludzie porozumiewają się przy pomocy listów i telegrafu. Natsuko przypadkowo spotyka na swojej drodze kobietę, którą mylnie bierze za dawną koleżankę z klasy; w dodatku tę samą, w której kiedyś się zakochała. Obie bohaterki prowadzą długą rozmowę, w trakcie której słowa stają się swoistym wehikułem czasu, pozwalającym na przekreślenie granicy oddzielającej rzeczywiste i wyobrażone.
Na W pętli ryzyka i fantazji najlepiej będzie spojrzeć jak na 3-częściową strukturę, której poszczególne składowe są innymi elementami tej samej historii - nieprzypadkowo w tytule produkcji znalazło się nawiązanie do koła tudzież pętli. Jeśli istnieje tu jakieś tematyczne spoiwo, powinniśmy go w pierwszej kolejności poszukać w kwestii wpływającego na życie przypadku, przytłumionych przez czas i codzienność emocjach i zmarnowanych szansach. Największa sztuczka Hamaguchiego polega na tym, że to, co na pierwszy rzut oka wygląda na zaserwowane z nienachalnym humorem opowiastki o romantycznym wydźwięku, koniec końców okazuje się swoistą wariacją na temat realizmu magicznego. Centralne postacie obserwujemy w lokacjach i sytuacjach, które brzmią i wyglądają znajomo, w dodatku rozmowy bohaterek i bohaterów uwodzą swoją prostotą. A jednak mikroświaty stworzone przez japońskiego artystę mają w sobie pierwiastek fantastyki, magiczną aurę, która zdaje się wyrastać ze słowa. Hamaguchi w rytm nieśpiesznej narracji uwypukla warstwę dialogową w sposób fenomenalny, pokazując niewyobrażalną moc tkwiącą w międzyludzkiej komunikacji. Mowa pozwala tu tworzyć nowe przestrzenie, zaklinać rzeczywistość, ożywiać dogorywające uczucia, stawać się kustoszem pamięci, kreować innego siebie. Sęk w tym, że te same słowa mogą zamienić się w miecz obosieczny i niszczyć; czasami jedna litera potrafi ważyć więcej niż całe nasze dotychczasowe życie. Tango ryzyka i fantazji trwa w najlepsze.
Hamaguchi po mistrzowsku żongluje na ekranie dwoma nie zawsze tożsamymi porządkami: upływem poszczególnych rozmów i czasu akcji. Jego wirtuozerię widać jednak najpełniej w sposobie, w który uwalnia on kumulujące się w postaciach napięcie; reżyser doskonale wie, kiedy przywodzącą na myśl haiku prostotę przekazu wysadzić w powietrze - i to tak, by widz do samego końca nie dostrzegł żadnych śladów przeprowadzonego wybuchu. Emocjonalne eksplozje dokonały się w ciele i duchu, a słowo będzie tu albo przekaźnikiem, albo bronią, która zwróci się przeciwko nam. Zwróćmy uwagę, że właściwie każda postać w mniejszym lub większym stopniu jest powiązana z językiem. Znajdziemy wśród nich korektorkę, pisarza czy osoby zastanawiające się nad przeprowadzonymi w przeszłości rozmowami. Mówi się, że czasu cofnąć nie można. Sytuacja wygląda jednak inaczej, jeśli w grę wchodzi przypadek. Ten ukazany przez Hamaguchiego zachwyca, głównie na kameralnym poziomie. Takie jest zresztą całe W pętli ryzyka i fantazji, film olśniewający minimalistyczną formą, okraszony wypełnionymi naturalnym światłem kadrami i łagodną muzyką, rozgrywający się głównie w odrobinę odrealnionych pomieszczeniach, w których czeka na nas tylko i aż rozmowa. O miłości, pożądaniu, wypartych uczuciach. Powiesz, że banał, ale podskórnie i tak będziesz czuł, że to próba ujarzmienia beznamiętnie upływającego czasu. Zanim jego koło się zamknie, dobrze będzie jeszcze z kimś... zamienić słowo.