Legacies należy pochwalić przede wszystkim za dobrą równowagę pomiędzy wątkami. Każdy odcinek oferuje dużo historii pobocznych z życia szkoły dla istot nadnaturalnych, ale większość jest poświęcona głównemu wątkowi sezonu. Cała tajemnica wokół noża jest intrygują, dobrze rozwijana i ciekawie prowadzona. Tak, by każdy odcinek w jakiś sposób zaskakiwał i nie powtarzał się. Jak na razie wychodzi to niespodziewanie dobrze, bo pod tym względem zawsze dostajemy coś innego i nowego. Coś, czego trudno oczekiwać po tym uniwersum. 5. odcinek dotyczył głównie decyzji na temat przyszłości Landona, więc coś oczywistego i oczekiwanego. Wprowadzenie wyboru do rady reprezentującej każdą z ras to motyw odpowiedni, ale mam mieszane odczucia na temat tego, jak go przeprowadzono. Z jednej strony mamy Rafaela, który wyraźnie bez większych problemów zostaje Alfą, a z drugiej strony Caleba, który pomimo swoich win, może zasiadać w tej radzie. Ten ostatni pomysł wydaje się niezmiernie naciągany i trudny do akceptacji. Niemniej sama konkluzja z decyzją na temat przyszłości chłopaka jest niespodziewanie dojrzała i przemyślana. Twórcy nie opierają się na banałach, ale raczej na oczywistości, że nie jest tu dla niego bezpiecznie. To może przekonać.
fot. The CW
+14 więcej
Te odcinki niestety mają więcej z pomysłów twórczyni uniwersum Julie Plec, niż bym tego chciał. Wielu fanów obwinia ją za najgorsze motywy miłosne, które topią się w swoim banale. I tak też jest tutaj w obu odcinkach. Cały motyw pożegnania Landona to typowy kicz i niezrozumiała reakcja Hope, która nagle go jednak lubi i zdecydowała się go pocałować. Wprowadzono to w tak kiepski, bez emocji sposób w stylu telenoweli, że to aż boli. Takie pomysły zawsze psuły seriale tego uniwersum. Podobnie jest w 6. odcinku, w którym musiało dojść do ulubionego wydarzenia pani Plec, czyli balu. W tym przypadku 16. urodzin najbardziej irytującej z bliźniaczek. Cóż wszelkie motywy miłosne z tym związane to kolejny negatywny popis, który ściąga ten serial na rejony, na które nie powinien wchodzić. Scenarzyści uniwersum nie radzą sobie z poprawnym ukazywaniem romansów, więc lepiej niech ich unikają, bo to są typowe wątki skierowane do nastolatków. Tyle że tworzone po linii najmniejszego oporu. 6. odcinek to dużo ckliwości. Nie powiem, że powrót Jo to wielka niespodzianka, bo czegoś takiego nie oczekiwałem. Buduje to uczucie nostalgii, które doskonale powinni znać fani Pamiętników wampirów. Tylko problem w tym, że wszystko szybko staje się mdłe i sentymentalne. Relacja Jo z córkami zostaje oparta na pustych frazesach, które powinny być wypowiedziane. Kłopot w tym, że pomimo widocznych emocji bohaterów, one nie są odczuwalne na ekranie. Nie jestem w stanie ich kupić, bo wątek za bardzo zszedł na mdłe rejony, gdzie to bardziej irytuje, niż porusza. Na plus dwie sprawy: po pierwsze - wiemy w końcu, gdzie poleciała Caroline i jest to perspektywiczny motyw z potencjałem. Po drugie - końcówka miała przekomiczny klimat niczym z Martwego zła Sama Raimiego. Pojawienie się nekromanty, który wcześniej tworzył zombie, w momencie, gdy Alaric pragnie krwi, daje scenę zabawną w nieoczekiwanym dla tego serialu stylu. Wampiry; Dziedzictwo pomimo swoich słabości emocjonalnych oraz fabularnych, są w stanie zapewnić satysfakcjonującą rozrywkę. Historia wciąga, a nowe pomysły dają sporo frajdy. Jeśli banały i romanse będą ograniczane lub bardziej przemyślane, może to być nadal solidna kontynuacja dla fanów Pamiętników wampirów oraz The Originals.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj