Wataha nie rozpoczęła się najlepiej. Odcinek z poprzedniego tygodnia mógł wymęczyć nawet tych, którzy najbardziej czekali na nową produkcję HBO, a to wszystko przez fatalnie napisane dialogi i równie słabe aktorstwo. Do tego 1. odcinek nijak zarysowywał akcję serialu, więc rola pilota, czyli zachęcenie potencjalnych widzów do śledzenia dalszych wydarzeń, niespecjalnie została spełniona. Odcinek 2. na szczęście obiecuje znacznie więcej.

Rebrow tego nie zrobił – taka konkluzja powinna narzucać się już po pierwszych minutach Watahy. Tak więc kto jest winny śmierci grupy bieszczadzkich strażników? Twórcy dość szybko, ale i umiejętnie wprowadzają nowe postacie, które w jakiś sposób powinny być powiązane, nawet jeśli nie z tym konkretnym wypadkiem, to z ciemnymi interesami przy wschodniej granicy Polski. Tymi osobami są Kalita i Metro, którzy najwyraźniej mogą wiedzieć coś więcej niż to, co widzimy na ekranie lub co wie prokuratura. Z kolei Zła Pani Prokurator Iga Dobosz nadal węszy wokół Rebrowa i udaje jej się znaleźć pewne obciążające go dowody – to dość ciekawy trop, paradoksalnie zrzucający z głównego bohatera oskarżenia na rzecz jego żony, która rzekomo zginęła w trakcie wybuchu.

O dziwo, nawet wątek Natalii (Magdalena Popławska) powoli ładnie się zazębia z całością. Zaczęło się od pogoni za małą dziewczynką, która straciła mamę podczas nieudanego przerzutu uchodźców, a teraz wątek ten rzuca więcej światła na osobę Ewy, ukochanej Rebrowa. Bardzo dobrze, że serial próbuje ugryźć tę zagadkę z wielu stron, niespecjalnie zajmując się tym, jak naprawdę do wybuchu doszło, a zarysowując zasady panujące na polsko-ukraińskim pograniczu. Tu ktoś jest skorumpowany, tam ktoś inny pracuje pod przykrywką, a światek przestępczy działa dość sprawnie. To powoduje, że serial staje się o wiele bardziej wiarygodny, a co za tym idzie – bardziej interesujący.

[video-browser playlist="614649" suggest=""]

Wiarygodność ta zostaje podbudowana fantastyczną sceną z niedźwiedziem. Z żywym, prawdziwym niedźwiedziem, nie jakimś tam dodanym komputerowo, przed którym muszą uciekać aktorzy. Tutaj należą się brawa dla twórców, że zdecydowali się na takie podejście. Podobno scena kręcona była przez dwa dni, a w odcinku trwa dosłownie minutę, jednak warto było wykonać tę pracę, bo efekt jest piorunujący. Bieszczady są naprawdę niebezpieczne.

Aż szkoda, że jedyne elementy, które były dość efektowne w pilocie, tym razem zostały zignorowane. Gdzie są wilki ukazujące się Rebrowowi?! Chwyt ten stosowany ostatnio w Hannibalu czy Pozostawionych jest fantastyczny i aż szkoda go porzucać. Inaczej ma się sprawa z oniryczno-surrealistycznymi sekwencjami. Tym razem jest to scena Wiktora i Ewy pod prysznicem, jednak nie robi ona takiego wrażenia jak ta z 1. odcinka. Także i muzyka jakoś ucichła. Na szczęście zdjęcia cały czas stoją na przyzwoitym poziomie, w polskich (serialowych) warunkach niespotykanym.

Wszystko to kończy się dość wątpliwym cliffhangerem, bo wszyscy, którzy oglądali zwiastun serialu, wiedzieli, co się wydarzy, jednak pojawia się kolejna tajemnicza postać (Marian Dziędziel), która najwyraźniej będzie mieć ogromne znaczenie dla fabuły. Aż na myśl przyszła mi końcówka 3. odcinka Detektywa – czyż to nie są bardzo podobne sceny?

Zobacz również: "Wataha" - co wydarzy się w 3. odcinku?

Porzucę może jednak te wszystkie wzmianki o odniesieniach do innych seriali, bo chyba powoli zaczynam czuć, że Wataha sama może się bronić. Nie jest idealnie, najbardziej drażni aktorstwo, a i bohaterowie są raczej z papieru niż krwi i kości. Rebrow powoli się "wyrabia", Natalia poniekąd też, ale do końca pozostały 4 odcinki, a to mało czasu, by stworzyć kogoś, kogo chcemy oglądać z zapartym tchem. Na szczęście dialogi są coraz lepsze, a intryga wreszcie zaczyna się zawiązywać. Przynajmniej ma gdzie, bo i świat przedstawiony nam się trochę powiększył. Oby tak dalej.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj