Weatherman zaczyna się niewinnie, ale szybko zamienia się w porywający rollercoaster. Recenzujemy pierwszy tom tego komiksu.
Weatherman to jedna z tych pozycji, w których tytuł niewiele mówi o treści; a wręcz może wprowadzać w błąd. Bo kim jest tytułowy Weatherman? Komiksowym alter ego Jarosława Kreta? Będziemy śledzić losy prezentera pogody w jego fascynującym życiu polegającym na kursowaniu między studiem, domem a pubami? Początkowo wręcz może się tak wydawać: tytułowy bohater to dość ekstrawagancki i odrobinę szalony, ale jednak prezenter pogody… na Marsie. I tu właśnie zaczyna się robić interesująco, a scenarzysta
Jody LeHeup serwuje woltę fabularną. Do tego zabiegu czytelnicy będą musieli się przyzwyczaić (co za poświęcenie!) podczas lektury komiksu, bo zwrotów akcji jest tu całkiem sporo.
Szybko wyłania się szerszy obraz: Ziemia została zniszczona w ataku terrorystycznym, a wkrótce to samo może spotkać Marsa i inne zamieszkane przez ludzi planety. Kluczem do złapania zamachowców są wspomnienia właśnie naszego „pogodynka” – problem w tym, że (trochę jak w też dziejącej się na Marsie
Pamięci absolutnej) jego wspomnienia zostały wykasowane i zastąpione obecną osobowością. Rozpoczyna się wyścig, w którym nasz bohater jest niemal bezwolnym podmiotem rozgrywki pomiędzy różnymi siłami, które chcą go wykorzystać, zabić albo przynajmniej w bardzo przemyślny sposób skrzywdzić.
LeHeup serwuje nam dynamiczną, pełną zwrotów akcji opowieść z wieloma wyrazistymi postaciami. Bohater raz po raz wpada z deszczu pod rynnę, stara się przeżyć, znaleźć sojuszników, a jednocześnie zrozumieć, kim tak naprawdę jest. Wszystko to zaś poddane w lekkiej, bardzo przyjemnej formie. Nie oznacza to jednakże, że scenarzysta stroni od drastycznych scen. Wbrew przeciwnie, już na samym początku pokazana jest scena, przy której kraje się serce każdego miłośnika zwierząt, a i później mamy parę razy mocne uderzenia. Czasem to po prostu strzelaniny i bijatyki, ale pojawia się też pomysł budzący skojarzenia z
Mechaniczną pomarańczą.
Właśnie, jedną z charakterystycznych cech
Weathermana jest spora dawka nawiązań popkulturowych oraz twórczego wykorzystywania elementów powszechnie pojawiających się w science fiction. W efekcie podczas lektury nie sposób się nudzić, bo raz po raz otwierają się w głowie różne klapki i na myśl przychodzą podobne, ale jednak ciut inne dzieła.
Ilustrator
Nathan Fox wraz z kolorystą
Dave’em Stewartem świetnie dopasowali się do tempa opowieści, tworząc dynamiczne kadry, ale pozwalając też od czasu do czasu odetchnąć czytelnikowi i serwują spokojniejsze, bardziej refleksyjne sceny. Kolorystyka jest barwna, może nawet miejscami krzykliwa – ale w tym wypadku się to sprawdza, dokładając kolejną cegiełkę do barwnego obrazu Marsa przyszłości.
Pierwszy tom
Weathermana to dobry kawałek komiksowej rozrywki, w której fan akcyjnego science fiction powinien odnaleźć wszystko, czego szuka. Należy przy tym zaznaczyć, że to dopiero wstęp do większej całości. Zdecydowanie więcej jest pytań niż odpowiedzi. Twórcy dopiero rozstawili pionki i dopiero z czasem dowiemy się, w którym kierunku podążą. Na razie ciekawość została podrażniona.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h