Mężczyzna w czerni po wydarzeniach z ostatniego odcinka znajduje się pod opieką swojej córki, która jednak pragnie zatrzymać proceder prowadzony przez jej ojca w parku. W międzyczasie poznajemy przeszłość Williama i jego relację z żoną, która nie zawsze była tak kolorowa, jak to widzieli ludzie z otoczenia pary. Bernard i Dolores kontynuują swoje działania mające na celu dotarcie do miejsca, w którym przetrzymywane są tajemnice Delos. Zdecydowanie wyróżniającym się punktem w najnowszym epizodzie jest wątek Mężczyzny w czerni. Twórcy dokonali bardzo ciekawej i wnikliwej wiwisekcji jego psychiki. Dotychczas William w swojej starszej wersji był ukazywany jako zimny, w większości przypadków pozbawiony skrupułów, ślepo brnący po trupach do ustalonego celu. Natomiast w tym wypadku scenarzyści w końcu zagłębili się w tę sentymentalną sferę psychiki bohatera, co tylko zadziałało pozytywnie dla jego wątku. Wszystkie bodźce, którym zostaje poddany Mężczyzna w czerni w tym epizodzie wpływają na jego rozwój. Dokładają pewne rozterki w jednokierunkowe myślenie tej postaci, nastawione na wypełnienie zadania bez względu na koszty. Twórcy wykreowali w tym odcinku fantastyczny obraz swoistego Dr Jekylla i Mr. Hyde'a, bawiąc się tym motywem dwoistości ludzkiej natury. Z jednej strony mamy zatem Williama, filantropa, który wspiera potrzebujących, z drugiej natomiast otrzymujemy Mężczyznę w czerni, bezwzględnego gościa parku, który emanuje swoim wewnętrznym mrokiem. Sceny retrospekcji i sekwencje w parku stworzyły doskonały pomost łączący te dwa oblicza. Jedynym minusem w tym wątku jest tak naprawdę śmierć Emily. Oczywiście miała ona służyć wyrwaniu Williama z jego nierealnego wyobrażenia świata, jednak postać ta miała spory potencjał rozwoju. Zdziwiło mnie, że twórcy zdecydowali się jej pozbyć na tym etapie. Szczególnie, że było tutaj miejsce na wykreowanie czegoś naprawdę ciekawego w relacji pomiędzy Emily a Williamem. Jednak znając Westworld ta śmierć nie musi być wcale tak oczywista. Postacie Dolores i Maeve nie były za bardzo wyeksploatowane w tym epizodzie, ale sceny z ich udziałem były naprawdę najwyższej próby. Sekwencja rozmowy Forda z hostem ukazała jakim szacunkiem Robert darzył Maeve i jaką nadzieję w niej pokłada. Zapewne będzie miała ona jeszcze sporo do powiedzenia w finale sezonu. Natomiast scena z udziałem Dolores nie tylko ukazała szokujące samobójstwo Teddy'ego, ale również twórcy przedstawili poprzez nią z pozytywnym skutkiem pewien egzystencjalny problem. Mianowicie ta sekwencja doskonale zagłębia się w kwestię człowieczeństwa hostów, które miały stać się lepsze od ludzi, jednak przemiana i samoświadomość sprawiają, że tak naprawdę się do nich upodabniają. To tworzy pewną pętlę, w której hosty powielają ludzkie błędy, nie naprawiają ich. Wspomnianą przeze mnie wcześniej dwoistość natury twórcy świetnie zaszczepiają również w wątku Bernarda. Jednak w tym wypadku dają naszemu bohaterowi świadomość obecności mroku w sobie pod postacią Forda. Sam pomysł wykreowania demonicznego oblicza hosta za pomocą wizerunku jednego z założycieli parku jest według mnie bardzo dobrym rozwiązaniem. Robert w tym wypadku staje się symbolem tego jak pewna szlachetna idea może zmienić się w największą bolączkę i zło naszych czasów. Świetnie tę walkę dwóch stron natury Bernarda obrazuje scena, w której Ford po raz kolejny zmusza go, aby skrzywdził Elsie. To starcie, choć odbywające się na płaszczyźnie psychicznej ma bardzo fizyczny, szorstki i mocny charakter, wręcz ta rozterka staje się namacalna i wyziera na nas z ekranu. Świetna sekwencja. Nowy epizod Westworld trzyma bardzo dobry poziom, wszystkie wątki są sprawnie prowadzone przez twórców aż do finału, który zobaczymy za kilka dni. Nie wiem jak Wy, ale ja czekam na kolejny odcinek z niecierpliwością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj