Chciałbym zacząć od tego, że finał 4. sezonu Westworld stanowi idealne zwieńczenie tej długiej historii o losach hostów, rozwoju sztucznej inteligencji i walce o człowieczeństwo (a raczej jego zachowanie). Nie wiem, co twórcy serialu mogliby jeszcze zrobić w kolejnym sezonie. Mimo całej sympatii do produkcji HBO mam nadzieję, że nie będzie następnej serii, ponieważ nie widzę potencjału, aby wycisnąć z tego coś więcej. Finałowy odcinek doskonale domknął opowieść. Scenarzyści udowodnili nam, że nie jesteśmy gatunkiem doskonałym, a ludzie i hosty mogą żyć w pewnej symbiozie, gdy tylko zaakceptują swoje wady. Pod płaszczem opowieści science fiction podjęto się dokładnej analizy dzisiejszego społeczeństwa. Odcinek zostawił widza z przemyśleniami.  W poprzednich odcinkach nie do końca podobał mi się wątek Hale. Po prostu bohaterka nie sprawdzała się jako czarny charakter. Dobrze, że finał pokazał ją z lepszej strony, gdy zrozumiała swój błąd i starała się go naprawić. Finałowa sekwencja, w której podziwiała piękny widok, a później popełniła samobójstwo, potrafiła wyrazić więcej niż wszystkie poprzednie dywagacje Hale na temat hostów. Miejsce czarnego charakteru przejął tym samym William. I Ed Harris o wiele lepiej sprawdza się jako antagonista. Reprezentuje sobą demoniczność i nihilizm w czystej postaci. Wierzy się w jego plan czystek, który tłumaczy selekcją naturalną. Chociaż nie ukrywam, że liczyłem na bardziej spektakularny koniec jego wątku.
fot. HBO
W centrum  finału znalazła się Dolores. Evan Rachel Wood potrafiła przekazać wszystkie emocje, które drzemały w tej bohaterce – doskonale ukazała jej zagubienie. Zapewniła widzom sporą dawkę emocji (łącznie ze wzruszeniem), ale również dobrze napisany twist związany z postacią Teddy'ego. Twórcy postanowili powrócić do korzeni ich relacji! Wątek pary sprawił, że rozterki i przemyślenia Dolores na temat świata mogły o wiele lepiej wybrzmieć i nabrać bardziej osobistego charakteru.  W całym tym zgiełku otrzymaliśmy również piękny wątek dotyczący Caleba i Frankie. Nie ukrywam, że przy scenie ich pożegnania można było się wzruszyć. Minimum środków i maksimum emocji! Bardzo podobało mi się to, jak twórcy postanowili przybliżyć nam ich relację. Zobaczyliśmy krótkie sekwencje, w których Caleb nucił ich ulubioną piosenkę, a Frankie wspominała, że świetnie strzela. Nie potrzeba było retrospekcji czy pełnych patosu dialogów. Wystarczyło zagrać intymnymi, kameralnymi scenkami. To wszystko zostało świetnie skontrastowane z panującym wokół chaosem – gdy świat zaczął przypominać kolejną część Igrzysk śmierci.  To był bardzo dobry finał, który w naprawdę ciekawy sposób domknął wątki rozpoczęte w pierwszej serii. Twórcy mogą na tym zakończyć Westworld, ponieważ doskonale zwieńczyli historię swoich bohaterów. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj