What If... ? 9. odcinkiem zakończyło 1. sezon serialu. Oczekiwania dotyczące finału były ogromne, ponieważ ostatnie epizody udowodniły, że nie będzie to seria niezwiązanych ze sobą historii ze świata MCU, tylko jedna opowieść. Wobec tego wreszcie nadszedł czas, by je ze sobą połączyć i stworzyć satysfakcjonujące zakończenie. Potencjalnym problemem było to, że zostało mało czasu, by domknąć wszystkie rozpoczęte wątki. A jeszcze przedstawiono zupełnie nową Gamorę z alternatywnej linii czasowej. Czy mimo tego twórcom udało się stworzyć solidny finał, który zachęca do czekania na kolejny sezon?
Nie miałam nic przeciwko pomysłowi, by What If... ? było po prostu pojedynczymi odcinkami z różnych uniwersów. Według mnie takie rozwiązanie wciąż zapewniłoby dobrą, luźną rozrywkę z przestrzenią na bardziej ambitne projekty, takie jak epizod z Doktorem Strange. Twórcy jednak postanowili, że chcą czegoś więcej. Pomimo ograniczonej długości odcinków, które zostały skrócone między innymi przez wzgląd na pandemię, zdecydowali się dać przedstawionym do tej pory bohaterom wspólny cel. Klamrą spinającą różne epizody miałaby być walka z Ultronem, który stał się zagrożeniem dla całego MCU. W związku z tym w 9. odcinku Obserwator zbiera poznanych dotąd bohaterów, tworząc z nich drużynę Strażników Wieloświatów. I mam wrażenie, że nie wyszło tak epicko, jak miało być w zamierzeniu.
Przede wszystkim w naszej ekipie ratującej świat jest Gamora, która ma ogromny potencjał. W swoim uniwersum powstrzymała Thanosa i zniszczyła Kamienie Nieskończoności dzięki odpowiedniemu przyrządowi. Nie dostajemy jednak jej historii, która wydaje się niezwykle interesująca. A sama bohaterka ma stosunkowo niewiele czasu ekranowego. Wydaje się nie pasować do drużyny, którą dobrze znamy dzięki poprzednim odcinkom. Z innymi postaciami mieliśmy już okazję stworzyć jakąś więź, co mogło być sposobem na emocjonujący finał. Wobec Gamory czujemy jedynie sfrustrowanie, ponieważ obrabowano nas z jej opowieści. To ogromny zawód, zobaczyć ją na plakatach promujących odcinek, by okazała się po prostu zmarnowanym potencjałem, a nie kluczowym elementem finału. To zresztą niejedyny element odcinka, który wydawał się ucięty. Dostajemy na przykład niewielki fragment walki przemienionej w zombie Scarlet Witch przeciwko Ultronowi, która wywołała we mnie ogromną ekscytację tylko po to, by za parę sekund się zakończyć. Ciężko cieszyć się finałem, gdy mamy wrażenie, że nie oglądamy go w całości.
9. odcinek What If... ? na pewno podkreślił, że stworzył kilka rzeczy, za które w ogólnym rozrachunku możemy kochać serial. Doktor Strange nie miał po prostu doskonałego, emocjonalnego odcinka - sam w sobie jest fascynującym, potężnym bohaterem. Jego walki niesamowicie wciągają, bo to coś innego niż po prostu okładanie się po twarzy. A w tej formie ma jeszcze większe możliwości. Mógłby w pojedynkę walczyć z Ultronem, a nie byłoby nudno nawet przez sekundę - ma do dyspozycji macki, inne światy i niezwykłą magię. A po wszystkim, co przeszedł, wydaje się bardzo dojrzały. Podobnie wersja Ultrona z What If... ? to nie tylko świetna postać, ale i jeden z najfajniejszych złoczyńców w MCU w ogóle. Produkcji udało się stworzyć kilka niezapomnianych kreacji, do których można jeszcze zaliczyć Imprezowego Thora czy T'Challę broniącego całej galaktyki.
Same rozwiązania fabularne, jakie zastosowano w finale, są trochę rozczarowujące. Wiele rzeczy można było przewidzieć, np. zdradę Killmongera. Obserwator za to zamyka cały konflikt w kieszonkowym wymiarze, nad którym musi czuwać Doktor Strange. Wszyscy wracają do swoich światów za wyjątkiem Czarnej Wdowy. Ta przenosi się do uniwersum, w którym jej inna wersja zmarła. Zanim to jednak nastąpi, Natasha wygłasza bardzo ważną przemowę. Jest jedyną osobą, która dobitnie przekazuje Obserwatorowi, że nie podoba jej się jego sposób działania i bierność, gdy ludzie cierpią. Szkoda, że on sam na to nie wpada i nie dostajemy z jego strony żadnych wyrzutów sumienia, przez co budowane do tej pory napięcie wydaje się niepotrzebne, bo nie dostał żadnej ważnej lekcji. Nie zrozumiał morału całej tej tragedii, która zagroziła wszystkim światom. To po prostu bardzo niesatysfakcjonujący finał, który solidnie domknął tylko wątek Kapitan Carter czy Czarnej Wdowy.
What If... ? udało się pokazać, jakie nieskończone możliwości mają wieloświaty. Dostaliśmy w końcu nawet odcinek z zombie! Stworzeni na potrzeby produkcji bohaterowie to wystarczający powód, by obejrzeć ten serial. To wiele epickich postaci, które wyróżniają się na tle całego MCU. Jednak nie się nie zauważyć, że sam finał miał w sobie wiele niedociągnięć i nie zakończył serii fajerwerkami. Co sprawia, że pozostaje mieć nadzieję, że w 2. sezon nie popełni tego samego błędu i będzie trochę dłuższy. Wiele elementów produkcji można porównać do cukierka, którym tylko macha się dziecku przed nosem - dostajemy epicką zapowiedź, nakręcamy się na coś, a potem trwa to tylko kilka sekund. Mimo to What If... ? to coś świeżego, kreatywnego. Widz po prostu świetnie się przy tym bawi, a czasem to jest najważniejsze.