Trochę szkoda, że musimy ponarzekać na ambitne przedsięwzięcie Scotta Snydera. Ambitnie do tytułu podeszło również wydawnictwo Egmont, w dość krótkim okresie czasu wydając komplet tomów, pierwszemu z nich dając na dodatek zachęcającą cenę. Okoliczności powstania eventu podane zostały w recenzji Batman Eternal #1-21, przypomnijmy jedynie, że podziw, ale i obawy rodził rozmach projektu. W pięćdziesięciu dwóch zeszytach wydawanych na amerykańskim rynku w tygodniowych odstępach czytelnicy mieli dostać epicką historię, z mnogością przeciwników, mnogością wątków i fabularną zagadką, na której rozwiązanie trzeba było czekać do samego końca. Dostaliśmy także Batmana niejednokrotnie sponiewieranego, a przede wszystkim bezradnego w gąszczu tajemnic, jakby nagle uleciały gdzieś jego wyjątkowe, detektywistyczne zdolności. Oto, przypuszczaliśmy, pojawił się przeciwnik równy mu we wszystkim talentem. Tymczasem rozwiązanie zagadki okazało się być bardziej prozaiczne, niż w myślach zakładaliśmy. Nie do końca przekonujące, ale jednak ciekawie zaaranżowane. Ale przecież mieliśmy ponarzekać. Co zatem jest nie tak z Wiecznym Batmanem? Problemy, które w skrócie można określić mianem fabularnego chaosu, pojawiły się już w Batman Eternal #22-34. Trzeba przypomnieć, że pierwsza odsłona uzyskała niezłą notę i w większości pochlebną opinię. Rozpoczęcie eventu i zawiązywanie się poszczególnych wątków niosło w sobie sporo potencjału, który w kolejnym tomie został poważnie zmarnowany. Mnogość wątków i realizacyjny pospiech obróciły się bowiem przeciw twórcom. Niektóre odnogi fabuły, jak wątek z Catwoman stającą na czele mafijnego światka Gotham, a przede wszystkim ten z nadnaturalnymi wydarzeniami w Azylu Arkham, wydały się po prostu w tej historii i przekombinowane i mało potrzebne, a sam rozmach stał się w efekcie wrogiem przejrzystości narracji. W ogóle, sięgając po lekturę Batman Eternal #3 warto chyba pokusić się o maraton i przeczytać ciurkiem komplet pięćdziesięciu dwóch zeszytów – wszystko wtedy lepiej poukłada się w głowach, bo obcując z trzecim tomem Wiecznego Batmana bez przypomnienia poprzednich naprawdę będziemy w stanie zagubić się w meandrach nadmiernie skomplikowanej fabuły.
Źródło: Świat Komiksu
Końcówka poprzedniej części przyniosła dwa ważne dla dalszego rozwoju wydarzeń zwroty akcji. Hush okazał się nie być głównym rozgrywającym, tak samo jak złoczyńcy i przed nim, i po nim, dostał jedynie zaproszenie na spektakl mający na celu pogrążenie Batmana i ogarnięcie chaosem Gotham. Z kolei sam tytułowy bohater jest w dosyć niewesołej sytuacji. Chodzi o pieniądze – na skutek machinacji Husha i Jasona Barda zostaje pobawiony lwiej części swych funduszy, aktywa i posiadłości zostają zajęte, pozostały mu same resztki. A na resztkach nie da się długo jechać, zwłaszcza gdy prowadzi się skryte, opierające się na najwyższych technologicznych osiągnięciach przedsięwzięcie. Batman ma zatem problem. I to nie jeden. W niedługim czasie do akcji wkracza gromada złoczyńców, na czele z Bane'em, Strachem na Wróble i Szalonym Kapelusznikiem. I tylko Edward Nygma, najwyraźniej zaniepokojony tym co się dzieje, stara się Batmanowi na swój dziwaczny sposób dać wskazówki co do tożsamości stojącego za wydarzeniami geniusza. Zaś tytułowy bohater, wciąż przytłoczony swą niewiedzą i nieumiejętnością łączenia faktów, po raz kolejny daje się sprowadzić na manowce, kiedy już wydaje mu się, że dotarł do rozwiązania zagadki. W natłoku chaosu dwoją się i troją członkowie drużyny-rodziny Batmana. Najciekawiej wśród nich wypada nowa w grupie, świeżo upierzona Harper Row  przybierająca pseudonim Bluebird. Jej ścieżka zbiega się w pewnym momencie z tą, którą kroczy Stephanie Harper alias Spoiler. Stephanie wydaje się być kluczem do rozwiązania głównej zagadki ze względu za wyznaczoną za jej głowę niebotyczną kwotę, jednak jej rewelacje i jednocześnie uprzedzenia okazują się być trochę niedorzeczne. Dziewczyna jednak wie swoje, jest arogancka i nieprzewidywalna, a jej słowne potyczki z Harper wprowadzają do komiksu trochę lżejszego klimatu. Natomiast więcej powagi dostajemy w wątku komisarza Jasona Barda, biorącego udział w spisku przeciw Batmanowi. Wyjaśniają się motywy jego postępowania, po drodze zaś mamy ciekawy zwrot, który czyni z Barda być może najciekawszą i najbardziej wiarygodną postać eventu. Wszyscy wymienieni, a także ci pominięci, wezmą udział w wielkim finale mającym za scenerię płonące Gotham. Finale, w którym wyjdą na jaw konotacje patetycznego, ale i intrygującego tytułu. Finale, w którym w zasadzie nie dostaniemy nic nowego; nie dostaniemy niczego, czego byśmy się podświadomie nie spodziewali. Koniec wieńczy dzieło? Cóż, to raczej koniec taki sam, jak w wielu innych komiksowych historiach. Ambitnie próbujący zebrać w jednej pigułce uniwersalne znaczenie mitologii Batmana Scott Snyder i pomocnicy, to jednak nie ta klasa co powiedzmy, Alan Moore, choć za sam zamysł należy się twórcom szacunek.
Źródło: Świat Komiksu
Co do twórców, w szczególności rysowników, to zauważalne jest niestety zniknięcie Jasona Faboka, który z każdym swoim pojawieniem podnosił poziom eventu. W trzecim tomie ponownie mamy do czynienia z przekrojem różnorodnych stylów, a na szczególną uwagę zasługuje ciekawa, realistyczna kreska użyta zaledwie w jednym zeszycie przez Juana Fareyrę. Klimat robią też okładki Jae Lee – w portrecie Ra's al Ghula i w niepokojącej scenie z Hushem i Alfredem czuć rękę wielkiego artysty. W zasadzie, kiedy lektura Wiecznego Batmana może nas w pewnym momencie znużyć, warto wówczas zrobić sobie przerwę i pokontemplować choćby ilustracje z wszystkich okładek, w każdym przypadku przedstawianych w komiksie w wersji czarno-białej i pokolorowanej. Ta czynność niechybnie dostarczy nam sporej, estetycznej przyjemności. Nie aż w takim stopniu, ale mimo wszystko dostarcza jej również fabuła trzeciego tomu Wiecznego Batmana. Były momenty, kiedy komiks czytał się sam, były momenty czytelniczego rozdrażnienia, albo i takie, kiedy oczy same się zamykały. Ta różnorodność chyba uzasadnia wyartykułowane we wstępie recenzji mieszane odczucia. Odkładamy komiks z przeświadczeniem, że było nieźle, ale mogło być dużo lepiej. Nie ma na szczęście poczucia zmarnowanego czasu, jest świadomość kolejnej, być może z późniejszej perspektywy ważnej cegiełki do budowy wizerunku i mitologii Nietoperza. A poza tym, komplet Wiecznego Batmana naprawdę imponująco prezentuje się na półce – dla tych czytelników, którzy nie znaleźli w owej historii satysfakcji z lektury, może ów fakt będzie rodzajem estetycznego pocieszenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj