Odnalezienie udanego podziału między oczekiwaniami a oryginalnością, nie jest łatwą sztuką i stanowi wyzwanie dla każdej adaptacji. Podobnie jest z planowaniem historii tak, aby mogła ona zadziałać na poziomie nowego medium w serialu rozrywkowym, chociaż dany wątek nie ma w sobie zbyt wielu atrakcji i działa jedynie dzięki stylowi pisarza. Bohaterowie siedzący przy stole i rozmawiający ze sobą bez wyraźnie nakreślonej dramaturgii to coś bardzo ryzykownego w takiej produkcji jak Wiedźmin. Twórcom być może zabrakło odwagi lub umiejętności, aby wejście do wiedźmińskiego Siedliszcza skąpane było spokojną i sielankową atmosferą, tak jak było to w oryginale. Jeśli jeszcze w poprzednim odcinku zmiany względem książek były uzasadnione i pomocne dla budowania dynamiki między bohaterami, tak tym razem sprowokowane jest to wyłącznie chęcią podbicia warstwy rozrywkowej. W tym momencie serial rękami twórców podrzuca nam wyraźną sugestię, że dalsza przyjemność obcowania z taką interpretacją zależna będzie od naszego przywiązania do książkowego oryginału. Jeśli nigdy nie mieliście w rękach prozy Sapkowskiego, odbierzecie ją na zupełnie innych zasadach. Abstrahując od znajomości źródła i małej liczby not przyznawanych za styl adaptowania, odcinek drugi zatytułowany Kaer Morhen wypada ciut gorzej od poprzedniego - serwuje nam sporą dawkę ekspozycji i proroctw, których sens odkryjemy dużo później.
Wiedźmińskie Siedliszcze prezentuje się zjawiskowo, przypominając trochę architekturę ruin zamku z gier CD Projekt Red.
Niedostępna dla innych mieszkańców Kontynentu górska twierdza, nazywana też Warownią Starego Morza, staje jednak otworem przed widzami serialu. Kaer Morhen jest niezwykle ważnym miejscem nie tylko dla poszukujących tam spokoju wiedźminów cechu wilka, ale też fanów pragnących zajrzeć za mury tego miejsca od pierwszego odcinka premierowego sezonu. Okazja ku temu po raz pierwszy przytrafiła się w prequelu Wiedźmin: Zmora Wilka, gdzie warownia tętniła jeszcze życiem i panowały w niej nieco inne zasady. Swoją drogą kilka odniesień do produkcji anime pojawia się w odcinku i uważni widzowie mogą je dostrzec. Najważniejszym jest jednak postać Vesemira (Kim Bodnia). Ten surowy dla swoich podopiecznych ojciec będzie miał kilka ważnych scen w drugim odcinku. Przy akompaniamencie nastrojowej muzyki Geralt i Ciri wjeżdżają wreszcie na Płotce do twierdzy i niedługo potem dochodzi do wzniosłego momentu przywitania wiedźmina z Lambertem, Coenem i właśnie Vesemirem. Tutaj jeszcze nic nie zwiastuje nadchodzących wydarzeń. Wiedźmińskie Siedliszcze prezentuje się zjawiskowo, przypominając trochę architekturę ruin zamku z gier CD Projekt Red. Śnieżna sceneria dodaje klimatu, ale zadbano też o interesujące wnętrza - Wielka Sala i Zbrojownia prezentują się bardzo interesująco. Co ciekawe, obserwujemy te miejsca oczami  Ciri. Nie wszyscy jednak przychylnie patrzą na księżniczkę, niepokojący jest zwłaszcza wiedźmin Eskel, pojawiający się w historii niedługo po przybyciu Białego Wilka i dziewczyny do zamku. Ewidentnie coś z nim jest nie tak, a zasugerowanie skutków ubocznych starcia z leszym jest na tyle czytelne, że budzi wątpliwości całkowita ignorancja Geralta, który chyba coś przeczuwał, ale przemilczał nietypowe zachowania Eskela. Najbardziej wyraźnym odejściem od normy jest zaproszenie przez niego kurtyzan do ośrodka wiedźminów, co od razu powoduje szok i niedowierzanie u fanów książek. Jak to? Ukryte przed światem miejsce otwiera się nagle dla kobiet dających naszym bohaterom chwile uciech? Dlaczego Vesemir to zignorował? Pada nawet wyjaśnienie, że panowie podają im jakiegoś bielunia i na pewno zapomną drogę do warowni. Bardzo to tanie i niewybaczalne dla książkowych fanów. Drugim wątkiem odcinka jest oczywiście Yennefer i Fringilla. Tutaj nie będzie brakowało licznych scen wizji, proroctw i mącenia w fabule, co mnoży nie tylko ekspozycję, ale wpływa też negatywnie na przejrzystość wydarzeń. Pierwszym snem jest szczęśliwa, będąca przy nadziei czarodziejka u boku Geralta. Nagle marzenie kończy się koszmarem. Wystraszona kobieta budzi się obok Fringilli, także śniącej o czymś niepokojącym. Zaraz potem dowiadujemy się, że zostały schwytane przez elfie komando dowodzone przez elfią czarodziejkę, Francescę. Będzie to niezwykle ważna postać dla całego serialu, bo pokaże nam perspektywę nieludzi w świecie zdominowanym przez osoby bez spiczastych uszu. Wpływa to także na nadmiar ekspozycji drugiego odcinka, bo dowiadujemy się nie tylko więcej o wiedźminach, losie elfów i ich motywacjach, ale także padają istotne rzeczy o proroctwie Ithlinny. To nie wszystko, bo informacji o dziecku niespodziance dostarczają nam rozmowy Geralta i Vesemira, a także pojawiają się odniesienia do pierwszego przedstawiciela tej profesji, co jest zapowiedzią serialu Wiedźmin: Rodowód krwi. Nie zabraknie też skromnie zarysowanych wątków politycznych, zatem mamy bardzo dużo treści i nie wszystkie wątki zostają równie dobrze ograne. 
Netflix
+9 więcej
Tym razem zmiany względem książek nie są tylko kosmetyczne, ale wręcz igrają z kanonem. Nieuniknione będzie zestawianie opinii znawców i osób obojętnych wobec oryginału. Obiecuję podkreślić to tak mocno tylko raz - słaba adaptacja Krwi elfów nie oznacza, że mamy do czynienia ze złym serialem. Skupmy się więc na interpretacji dokonanej przez twórców serialu Netflixa, odcinając się od książek. Mamy bardzo ciekawe starcie zmienionego w potwora Eskela z Geraltem i Vesemirem. Moment, w którym wiedźmini stają przeciwko wspólnemu zagrożeniu, na pewno daje dużo frajdy. Wypada to też dobrze kompozycyjnie - walka następuje w odpowiednim momencie odcinka, a później także determinuje Geralta, aby położyć większy nacisk na trening Ciri. Najgorszym tak naprawdę momentem jest przedłużająca się sekwencja onirycznego snu Yennefer, Francesci i Fringilli. Było to niejasne i męczące. Dałbym mały plusik za inspirację baśnią o Jasiu i Małgosi i Babą Jagą, co jednak nie ratuje całego wątku. Nie mogą podobać się także pozostali wiedźmini (oprócz Vesemira) - chociaż nie mieli na razie za dużo czasu, to później wcale nie staną się ciekawszymi postaciami. Na pewno jednak kolejny plusik można wpisać przy postaci Geralta, który nabiera rumieńców przy swoim mentorze, co może być jedną z ważniejszych i ciekawszych relacji tego sezonu. Wiedźmin przechodzi na naszych oczach przemianę w ojca, kogoś takiego właśnie jak Vesemir, który przyjął pod swoje skrzydła młodych chłopaków. Rozwój postaci postępuje zatem wzorowo i chociaż odcinek zaskakuje widowiskowym, ale niezgodnym z książkami starciem oraz męczącymi scenami przepowiedni powiązanych z odebraniem mocy Yennefer, to wciąż mamy do czynienia z bardzo solidnym odcinkiem zapowiadającym nadchodzące wydarzenia. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj