Wiedźmin w serialowym wydaniu nie może pochwalić się zbyt wieloma relacjami bohaterów, które trzymałyby nas przed ekranem i imponowały naturalnością. Wspominałem o tym wcześniej, że dużo jest w tym świecie nieufności, antypatii oraz zwyczajnego braku przychylności, niekoniecznie wywołanego uprzedzeniem. Nie brakuje za to charakterów mocnych, twardych i wyrazistych, a śmiało można już teraz zaliczyć do tego grona Dijkstrę, szefa Wywiadu Redańskiego, który objawia nam się w czwartym odcinku w bardzo dobrze przygotowanej i pomyślanej scenie w komnacie króla Vizimira. To nie jedyna udana rzecz w tym epizodzie, bo kolorytu doda także pojawienie się po raz pierwszy w tym sezonie barda Jaskra. Zanim jednak nastąpią wymienione wyżej atrakcje, dostajemy sekwencję treningu Ciri z Geraltem i po kolejnym obejrzeniu nie można odrzucić od siebie wrażenia, że wygląda to bardzo parodystycznie. Jest trochę biegania, trochę skakania po kamieniach no i śmiertelnie niebezpieczna wspinaczka, bo to niezbędna umiejętność każdego wiedźmina. To nie pierwszy raz zresztą, że profesja zabójców potworów ukazywana jest w tak mało ciekawy sposób. Wcześniej w serialu, ale też w późniejszej części sezonu, popijane eliksiry nie mają tak naprawdę żadnej wagi prócz zmiany w gałkach ocznych i żyłach pojawiających się na twarzy wiedźmina. Brakuje ciekawie ukazanych efektów i umiejętności od strony formalnej, bo jedynie Geralt sprawia wrażenie kogoś, kto przeszedł mityczne próby traw i faktycznie jest zdolny do zabicia kikimory jedną ręką. Skoki po kamieniach przy brzegu nie sprawią, że uwierzymy w siłę kogoś z magicznym medalionem. Słowem – nie czuć respektu, ale to dość ogólna uwaga do całego sezonu, bo odcinek czwarty wypada całkiem udanie.
Netflix
Duża w tym zasługa umiejętnego lawirowania między literacką z godnością a własną inwencją twórców chcących nadać serialowi własną tożsamość. Tym razem nikt nie wchodzi z butami w kanon i dobrze uargumentowane są rozgrywające się wydarzenia, także w kontekście wcześniejszych wątków. Podobnie jak na początku tomu Krew elfów, do Kaer Morhen trafia Triss Merigold i bardzo dobrze ograno ten moment. Od razu zarysowany zostaje stosunek wiedźminów do czarodziejki – Vesemir odnosi się do niej niczym do córki, Lambert mówi do niej po nazwisku, nie kryjąc swojego podejścia, natomiast Ciri szybko łapie z nią kontakt. W książkach była to siostrzana relacja i tutaj zdecydowanie czuć, że idzie to w podobną stronę. Jest to także kolejne spotkanie młodej bohaterki z osobą kontrolującą Chaos, więc może dowiedzieć się więcej o magii na Kontynencie. Tym razem każda scena zawierająca ekspozycję, została dobrze zaserwowana, dzięki czemu zgłębianie wiedzy o tym świecie jest zdecydowanie mniej bolesne.
Wątek rasizmu mocno wybrzmiewa i niewątpliwie działa tutaj narracja na poziomie przyczynowo skutkowym.
Czwarty odcinek może podobać się także od strony wizualnej, bo udajemy się wreszcie do jednego z miast na Kontynencie, Gors Velen. Tam niezwykle istotna jest sytuacja elfów, których sytuacja zaostrza się po dołączeniu elfiego komanda do Nilfgaardu. Wątek rasizmu mocno wybrzmiewa i niewątpliwie działa tutaj narracja na poziomie przyczynowo skutkowym. Scenarzyści słusznie wrzucili akurat właśnie tam ważnych bohaterów tej historii, a zatem Yennefer i Cahira, aby właśnie ich oczami zobaczyć, jakiej grozy doświadczają elfy na Północy. Duet nieoczywisty i chyba przez fanów książek nieoczekiwany, bo jednak Cahir brał czynny udział w mordowaniu przyjaciół Yennefer, ale taki właśnie jest fundament tego świata, że aby przeżyć, trzeba kierować się sprytem, niekoniecznie emocjami. Gors Velen to nie jedyne miasto bogato prezentujące się w czwartym odcinku, mamy rzut oka na panoramę Redanii i tam właśnie rozgrywa się jedna z moich ulubionych scen w całym serialu. Trafiamy do królewskiej komnaty króla Vizimira i widzom objawia się wspomniany na wstępie Dijkstra. Scena precyzyjnie pokazuje nam gracza, z którym będzie trzeba się liczyć i nie chodzi tutaj o króla, ale właśnie szefa Redańskiego Wywiadu i jego... sowę. Wystarczy kilka minut, abyśmy mieli doskonały obraz tej postaci, zwłaszcza w kontraście do niezbyt rozgarniętego króla. Graham McTavish świetnie odnajduje się w tej roli i na pewno będzie jeszcze wiele uciechy z jego ekranowych poczynań.
fot. Netflix
+54 więcej
W Redańskim wywiadzie dowiadujemy się wiele istotnych rzeczy jeśli chodzi o Ciri, jej potencjalną moc oraz stosunek do monolitu. Do tego konceptu jeszcze powrócimy, ale podobać się może sposób serwowania tych informacji. Do naprawdę udanego odcinka dorzucono też postać Jaskra, który dodaje oczywiście kolorytu i dynamiki, a jego utwór Płoń rzeźniku, płoń nie zrobi pewnie takiej furory jak jego hit z pierwszego sezonu, ale dobrze mieć barda na pokładzie, bo Joey Batey, ale też scenarzyści, wiedzą dokładnie, co z nim zrobić. Dopisano mu ciekawą rzecz, czyniąc z niego Brodźca, człowieka ratującego elfy przed masakrą. Dostajemy więc nie tylko kobieciarza, ale też kogoś zaangażowanego społecznie, artystę wrażliwego na krzywdę ludzką i nieludzką. Ba, dostajemy nawet ostrą reakcję muzyka na uwagi jednego ze strażników, który skrytykował zamieszanie w liniach czasowych w jednym z utworów Jaskra. Punkt za odwagę. Serialowy Wiedźmin bywa w 2. sezonie niestrawny przez liczne wątki i scenariusz niepotrzebnie serwujący zmącony obraz przedstawianej fabuły. Czwarty odcinek wypada jednak naprawdę nieźle pod tym względem, stopuje akcje w odpowiednich momentach i daje wytchnąć poszczególnym postaciom. Geralt, Ciri i Triss mogli usiąść wreszcie przy stole, trochę porozmawiać i rozbudować nam chociażby motyw alchemii w tym świecie. Wciąż nie mogę przestać nadziwić się, jak dużo gorzej pisana jest w tym sezonie Yennefer, która zrobiła się wulgarna i sfrustrowana przez brak magii, odchodząc od swojego charakteru. Szkoda, nie będzie zbyt wielu okazji do naprawy tego stanu rzeczy w tym sezonie, ale wyszedł i tak całkiem niezły epizod czwarty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj