Wszystko zaczyna się od Emhyra, potężnego i groźnego cesarza Nilfgaardu, który cicho, niczym na paluszkach wchodzi do komnaty swojego rycerza i odsłania zasłony oraz delikatnie ściąga kołdrę ze swojego poddanego. Mówi o nowym zadaniu dla niego, a widz może sobie pomyśleć, że całkiem miły gość z tego Emhyra. Wspominałem w pierwszej recenzji, powtórzę też tutaj – scenarzyści czytali książki, ale zupełnie ich nie zrozumieli. Bo przecież o to chodziło w całym tym ataku Nilfgaardu, żeby umeblować sobie Północ według własnego, sprawdzonego systemu. Biały Płomień chciał wybawić Północ od skorumpowanych i niedołężnych władców, narzucając jednak ludziom siłą obcą kulturę i zwyczaje. To jest tak proste, ale jakże skuteczne i na poziomie serialu też dałoby się to łatwo zarysować. Zamiast tego mamy strukturalny chaos w całej produkcji i tak naprawdę ta zapowiadana przez twórców stawka nie ma okazji wybrzmieć. Dlatego też w scenach, w których Yennefer próbuje namówić resztę czarodziejów na zorganizowanie wydarzenia, które pozwoli ich zjednać w walce z Nilfgaardem, tak naprawdę jedynym uczuciem jest obojętność. Jeśli scenarzyści wzięli się za politykowanie, to powinni dobrze ugruntować Kontynent w świadomości widza. W takim wydaniu nie ma sensu kibicować Północy, bo jest ona równie odrzucająca, co czarni rycerze.
Netflix
Twórcy Wiedźmina naprawdę mają duży problem z dostrzeganiem wielkich szans, które daje im nie tylko materiał źródłowy, ale nawet to, jak sami łączą pewne historie. Weźmy Istredda i Triss, którzy niespodziewanie zaprezentowali nam rozkwitającą między nimi relację i zamiast pójść w tym kierunku, twórcy wciskają w usta postaci wyłącznie ekspozycję i gadanie o jakiejś księdze, która serio nie jest interesująca. Dlaczego Netflix zapomniał, że Wiedźmin to jest przede wszystkim historia przygodowa i bohaterowie mogliby przeplatać rozmawianie o fabule z czymś, co budowałoby ich znajomość. Nie wszystko musi być tak śmiertelnie poważne i nie tylko Jaskier może stosować słowną szermierkę. Jest jednak w tym sezonie wreszcie segment, gdzie mamy namiastkę przygody. Geralt, Ciri i Jaskier wsiadają na statek, a zaraz potem dołącza do nich zespół Valdo Marx, największy rywal Jaskra na muzycznej scenie. Ich obecność jest z kapelusza, ale na pokładzie dzieją się interakcje między postaciami i to jest na duży plus. Wiedźmin i Ciri mają dla siebie ważne momenty, a potem też mogą wspólnie załatwić groźnego potwora. Pomijam kiepski montaż w tych scenach, bo do tego wrócimy przy okazji piątego odcinka. Ostatecznie więc cała akcja na łodzi miała w sobie trochę klimatu i znowu to pokazuje, że nawet z tego, co pokracznie napisali twórcy, daje się wyciągnąć dobre rzeczy. Absolutnie niezrozumiała jest zatem decyzja, by w tym odcinku tracić czas na wątek Fringilli, który nie wiadomo do czego prowadzi i elfów, których losy twórcy powinni już dawno odpuścić, bo kompletnie nie idzie im pisanie tych mniejszych historii. Moja rada: uśmiercić czarodziejkę i dołączyć elfie komanda do frakcji Emhyra. W innym wypadku rzucane okruszki większej intrygi nie działają i nie ma za bardzo czasu, żeby przejąć się tym, że ktoś miesza w portalach i jest w Aretuzie ktoś, kto stanowi wielkie zagrożenie.
Netflix
+33 więcej
Jest jednak wreszcie okazja do tego, by bohaterowie znowu byli razem. Oczywiście tylko na chwilę, bo jak wspominałem – twórcy uwielbiają rzucać sobie kłody pod nogi. Zdążyli jednak zaprezentować chyba najlepszą scenę tego sezonu z użyciem dialogów, kiedy Jaskier i Ciri z ukrycia podkładają głosy rozmawiającym Geraltowi i Yennefer. Uśmiech pojawia się na twarzy i całkowicie kupuję wujkową relację Jaskra i Ciri, tak jak to czułem, czytając książki. Zaraz potem Ciri musi jednak iść spać, a Jaskier idzie do Radowida i po najlepszej scenie dostajemy najgorszy dialog w historii tego serialu:
– Nie mogę cię wziąć do środka. – Więc weź mnie tutaj.
Wyżyny scenopisarstwa. Zero wiary w to uczucie i zero znaczenia dla fabuły. Inna sprawa, że Jaskier oddalił się od Ciri, która przypomnijmy, znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Obroniłaby się oczywiście lepiej sama, niż miałby to robić bard, ale w trakcie snu można dać się łatwo zaskoczyć. Jednak nie ważne, bo scenariusz Wiedźmina nie znosi logiki i przyczynowości, a kocha preteksty i wrzucanie postaci do wydarzeń w sposób skrajnie nienaturalny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj