Showrunnerka Lauren S. Hissrich ogłosiła, że chce, by uniwersum Wiedźmina na platformie Netflix stale się rozwijało. Oprócz głównego serialu powstaje też spin off, a równolegle z pierwszym sezonem rozpoczęto prace nad pełnometrażowym filmem anime. Jak tłumaczy showrunnerka, wybór japońskiego stylu animacji był podyktowany chęcią zdobycia nowych odbiorców, którzy na serial aktorski mogli nie zwrócić uwagi. I muszę przyznać, że była to decyzja niezwykle trafiona. Świat wykreowany przez Sapkowskiego znakomicie nadaje się na produkcję anime ze swoimi potworami i magią. Ale o tym za chwilę. Wiedźmin: Zmora Wilka skupia się na postaci Vesemira, którego fani dobrze znają jako mentora Geralta. Twórcy postanowili przybliżyć nam historię tego legendarnego wiedźmina. Dobrze, że postawiono na nietypowe origin story. Gdy poznajemy naszego bohatera, jest on już bardzo sprawnym i znanym wiedźminem. Jednym z najlepszych w swoim fachu. Problem polega na tym, że społeczeństwo coraz mniej przychylnie podchodzi do ludzi trudniących się zabijaniem potworów. Rozpoczyna się okres, w którym wiedźmini popadają w niełaskę. Ludzie zaczynają postrzegać ich nie jako zbawców, a jako chodzące potwory. Dobrze wiemy, w co to podejście się zamieni i jakie będzie miało skutki. Scenarzysta Beau DeMayo, który z niezwykłą sprawnością porusza się po świecie Sapkowskiego, postanowił przybliżyć widzom historię upadku Kaer Morhen – wydarzenia opisanego w książkach bardzo szczątkowo. DeMayo musiał więc uzupełnić luki i wyszło mu to niezwykle ciekawie. Miał trochę łatwiej niż koledzy w serialu, ponieważ anime nie stawiało przed nim żadnych barier. Co scenarzysta sobie wymyślił, to reżyser Kwang Il Han bez problemu potrafił pokazać na ekranie. Jak już wspominałem, twórczość Sapkowskiego znakomicie nadaje się na anime. Potwory są bardzo plastyczne. Ich przerażające wizerunki idealnie pasują do japońskiego stylu animacji. Do tego główni wojownicy ze swoim stylem walki i magią prezentują się świetnie. Gdyby Zmora Wilka była filmem aktorskim, połowy fajnych scen i walk na zamku byśmy pewnie nie zobaczyli z powodu zbyt dużych nakładów finansowych na urzeczywistnienie wizji scenarzysty. A tak dostajemy pełen pakiet. Do tego Beau DeMayo w idealny sposób uchwycił ducha opowieści o wiedźminach. Skupił się na pewnych rozważaniach, które fani tak bardzo polubili w książkach. Czy bycie wiedźminem to powołanie, czy zawód mający tym wojownikom zapewnić bogactwo? Jeśli to drugie – co się stanie, gdy będą tak dobrzy w swojej pracy, że wytępią wszystkie potwory? Co dzieje się z dziećmi, podchodzą do próby traw i już z niej nie wracają? To bardzo ciekawe pytania, na które odpowiedzi nie zawsze są oczywiste. A niekiedy nawet są zaskakujące.
Netflix
+24 więcej
Uczynienie Vesemira główną postacią tego filmu było bardzo dobrym pomysłem. Jest on niezwykle charyzmatycznym bohaterem, a podkładający pod niego głos Theo James dodał mu pewnego luzu. Do tego DeMayo tylko w kilku flash backach pokazał nam początki wiedźmińskiej drogi Vesemira, dzięki czego mamy wartką akcję i nie przebijamy się przez nudne origin story, które na dobrą sprawę nic by nie wiosło do opowieści. Takie rozwiązanie daje nam płynną akcję. A tej w całym filmie jest sporo. Scenarzysta postanowił, że zgodnie z duchem powieści Sapkowskiego główny bohater dozna pewnej przemiany w tracie swojej przygody. W jej finale będzie już zupełnie inną osobą niż na początku. Co wbrew pozorom nie zawsze jest takie oczywiste. Wiedźmin: Zmora Wilka nie jest jednak idealnym filmem. Fabuła ma kilka uproszczeń i twistów, które widz wyczuje dużo wcześniej, niż się wydarzą. Niemniej jest to solidna produkcja. Mam nadzieję, że to nie jest jednorazowy projekt, a twórcy jeszcze do niego wrócą. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj