W spokojnym, nadmorskim miasteczku Monterey w stanie Kalifornia zamieszkałym przez raczej zamożne rodziny nic nie jest takie, jakim się wydaje. Kochające matki spędzające swój czas w domu, osiągający sukcesy mężowie przebywający często na delegacjach, urocze dzieci, piękne domy położone przy samej plaży. Za ich pozornie perfekcyjnym życiem kryje się jednak sieć kłamstw i wzajemnych pretensji. Pewnego dnia w miasteczku pojawia się samotna matka Jane (Shailene Woodley) i jej syn Ziggy. Wieloletnie przyjaciółki Madeline (Reese Witherspoon) i Celeste (Nicole Kidman) biorą ją pod swoje skrzydła, co nie pozostaje bez znaczenia dla relacji z zabiegającą o ich względy Renatą (Laura Dern). Przykry incydent w szkole z udziałem Ziggy’ego wyznacza nowe linie podziału. A gdy w miasteczku dochodzi do zbrodni, która zaburza idealne życie mieszkańców, pojawia się podejrzenie, że mogło mieć to coś wspólnego z napięciami, które pojawiły się pomiędzy matkami dzieci z lokalnej szkoły. Serial za który odpowiada David E. Kelley to szczegółowy przekrój różnych osobowości i grup społecznych. Niby na pierwszy rzut oka wszyscy są tu dla siebie serdeczni i traktują się na równi, ale gdy lepiej się przyjrzymy, zauważymy walkę dwóch grup należących do finansowej elity i reszty, która jakoś stara się funkcjonować wiążąc koniec z końcem. Nie chcą problemów w które chcąc nie chcąc są wikłani. A takim jest morderstwo na jednej z imprez. Oczywiście nie wiemy co się wydarzyło, bo informacje są nam przez twórców ostrożnie dozowane. Co chwila dostajemy tylko kawałeczek całości, który niczym puzzle ma złączyć się w jeden obrazek podczas finałowego odcinka. Sposób tworzenia opowieści przypomina bardzo True Detective. Akcja toczy się trójtorowo. Mamy więc szczątki konferencji prasowej podczas której policja opisuje wydarzeni, przesłuchanie sąsiadów którzy opowiadają o tym co dzieje się w Monterey oraz główną część ukazującą życie głównych bohaterek. Siłą Big Little Lies są jej bohaterki. Każdy ich dialog jest naszpikowany sarkastycznym humorem i celnymi porównaniami. Zwłaszcza tezy wygłaszane przez najmłodszą córkę Madeline rozbawiają do łez. Oczywiście problemy z jakimi stykają się wszystkie cztery pani nie są niczym nowym. Zdrady, znęcanie się nad współmałżonkiem, pościg za sukcesem zawodowym to wszystko już było. Jednak scenarzyści tak ładnie przekuli opowieść Liane Moriarty w scenariusz, że widz odbiera wszystko jako nowość. Niezrównoważony psychicznie Perry Whithe, grany przez Alexander Skarsgård, swoim rozchwianiem przypomina wielu innych gości którym zdarzyło się nie raz uderzyć żonę, jednak gdy dochodzi do jego kłótni z Celest nie można od tej dwójki oderwać wzroku. Tyle jest w niej emocji. Perełką całej produkcji są właśnie mężczyźni. Zepchnięci na drugi plan. Bardzo często niedoceniani. Najlepszym przykładem jest Gordon Klein (Jeffrey Nordling), mąż Renaty, który co chwila stara się uspokoić zdenerwowaną żonę jakąś kojącą przemową i gdy wydaje się, że mu się to udało, zawsze na końcu powie o jedno słowo za dużo niwecząca całą pracę. Innym przykładem jest Ed, drugi mąż Madeline, który jest dla niej „nagrodą pocieszenia” by samotnie nie wychowywała córek. ‌Big Little Lies to świetne odbicie naszej rzeczywistości. Bohaterki nie mają tu wybujanych problemów jak mieszkanki Wisteria Lane z Desperate Housewives, a raczej takie które każdy z nas przeżył. Położenie nacisku na postaci, a nie na ciągłe zaskakiwanie widzów różnego rodzaju zwrotami akcji procentuje i nie odwraca uwagi od głównego problemu jakim jest ból noszony przez każdą z bohaterek. Niekwestionowaną gwiazdą mini serialu HBO jest Reese Witherspoon której Madeline jest najjaśniejsza z postaci na ekranie. Dorównać jej próbuje Nicole Kidman, jednak grana przez nią Celeste ma dużo spokojniejszy charakter przez co aż tak bardzo nie przykuwa uwagi. Reszta Pań ani nie zawodzi, ani nie rozczarowuje. Po prostu obie aktorki przyćmiły je swoimi kreacjami. HBO po raz kolejny udowadnia, że jest odpowiednim miejscem na realizacje ambitniejszego serialu o ludziach i ich wadach. Dobrze, że wybrano taką formę, a nie na przykład film, ponieważ wtedy z wielu wątków byłoby trzeba zrezygnować, a to one stanowią o sukcesie Wielkich kłamstwek. Recenzja pierwotnie została opublikowana 20 lutego 2017 roku
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj