Grono osób, którym nie spodobała się decyzja HBO o kontynuowaniu świetnego serialu, jakim były Wielkie kłamstewka było ogromne. Sam się do niego zaliczałem. I nawet ogłoszenie, że do tak zacnej obsady dołączyła Meryl Streep nic w tym temacie nie zmieniło. Tak jak nie potrzebuję drugiego sezonu Paragrafu 22, tak wydawało mi się, że kontynuowanie idealnie zakończonej opowieści o kobietach z Monterey jest bez sensu. No i muszę przyznać, że byłem w błędzie. Okazuje się, że scenarzyści są w stanie wyciągnąć coś jeszcze z tej historii. Mało tego, to co zobaczyliśmy w pierwszym sezonie okazuje się być tylko wstępem do czegoś większego. Wydarzenia z pamiętnej nocy podczas szkolnej zbiórki tak mocno wpłynęły na nasze bohaterki, że nie są one w stanie normalnie funkcjonować. Bardzo mi się ten realizm podoba. W zbyt wielu serialach bohaterowie zbyt szybko otrząsali się po morderstwie, którego byli świadkami. Tu jest inaczej. Dotychczasowe życie bohaterek zakończyło się tego feralnego wieczora i już nigdy nic nie będzie takie jak kiedyś. Inni mieszkańcy miasta już zawsze będą na nie patrzeć z wyrzutem i trzymać się od nich z daleka. Najbardziej to wydarzenie przeżywa Celest, grana bezbłędnie przez Nicole Kidman, która w nocnych koszmarach wciąż widzi twarz sadystycznego męża. Co noc budzi się z krzykiem. Z bólem musi sobie poradzić w samotności, ukrywając przed pogrążonymi w rozpaczy po utracie ojca synom, że człowiek, którego tak kochali był zwyrodnialcem bijącym ich matkę dla przyjemności. Na domiar złego, do ich domu wprowadziła się teściowa Celest (Meryl Streep), nie mająca pojęcia o demonicznej stronie swojego syna. Szuka winnych tego, co stało się jej ukochanemu synkowi, nie dając wiary oficjalnemu stanowisku policji. Obecność kobiety nie pomaga Celest się pozbierać. Na szczęście zarówno scenariusz jak i talent aktorski Streep powoduje, że całość nie jest tak trywialna jak chociażby w Krzyku 2, gdzie matka mordercy okazuje się tak samo szurnięta jak jej syn. Mary może nie jest najmilszą osobą na świecie, ale widz może uznać, że jest to wynik traumy, jaką dla matki jest niewątpliwie śmierć dziecka. Bardzo podoba mi się także wątek Renaty (Laura Dern), która przez malwersacje męża może być zmuszona do całkowitej zmiany stylu życia. Jak można się domyślić, nie podoba jej się taki stan rzeczy. Podzielenie się tą informacją ze znajomymi tym bardziej do najłatwiejszych nie należy. Trudno jednak ukryć to, że męża z domu wyprowadziło FBI. Również Reese Witherspoon jako Madeline dostaje sporo materiału, by pokazać swoje umiejętności aktorskie. Jej zderzenie z postacią graną przez Meryl Streep będzie dla fanów nie lada gratką. Jest to moim zdaniem w ciągu tych trzech odcinków najlepiej napisany wątek pod względem dialogowym. Najnudniej natomiast prezentuje się postać Jane (Shailene Woodley), która zaczyna prowadzić istnie bajeczne życie. Ma stałą pracę, powoli zaczyna zakochiwać się w koledze z pracy, generalnie idylla. Jak jednak znam Davida E. Kelley’ego, to ta sielanka długo nie potrwa i kulminacyjnie przerodzi się w jakiś dramat. Wielkie kłamstewka w nowej odsłonie to zupełnie inny serial. Twórcy nie starają się kopiować poprzedniej historii. Tworzą coś nowego. Może nie tak bardzo tajemniczego jak w pierwszym sezonie, ale równie ciekawego. Tym razem nie jest to opowieść kryminalna, gdzie wiemy, że coś się wydarzyło i teraz obserwujemy jak do tego doszło. Scenarzyści podrzucają nam tym razem jedynie strzępy informacji sugerujących, że coś może się niebawem wydarzyć. Widz czuje pod skórą, że zbliża się jakaś masakra. Nie wie jednak kiedy, ani komu się ona przydarzy. I to jest chyba największym plusem tego sezonu, oprócz znakomitej obsady, która chyba ma teraz większe pole do popisu. Po trzech odcinkach wiem, że będę ten serial śledzić do końca. Mam jedynie nadzieję, że zwieńczenie tej historii będzie równie satysfakcjonujące jak jej początek.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj