Zaskakuje mnie wątek Ivara, ponieważ 6. sezon serialu Wikingowie wiele naprawia w tej kwestii. Ivar to najgorsza postać w historii tego serialu i jedna z największych wad najsłabszego 5. sezonu, który zbyt często wchodził na rejony autoparodii. Częściej przypominał złoczyńcę z kreskówki o dwóch minach, ale ten odcinek daje kolejny krok, by to poprawić. Ivar został stonowany, uspokojony i zepchnięty ciut na drugi plan, dzięki temu jego przygoda w Rusi pozwala spojrzeć na niego zupełnie inaczej. Nie jest to już człek jednej czy dwóch min, ale bohater nabierający wyrazu: czy to w scenie obserwowania, jak Oleg staje się bezwzględnym szaleńcem, jakim on kiedyś był, czy to nawet w ciepłej relacji z księciem Igorem. Takie niuanse sprawiają, że Ivar nie tylko przestał irytować, a jego historia stała się w miarę interesująca. Oczywiście kwestia Olega i Rusi staje się świadomie podobna do wydarzeń z poprzednich sezonów. Oleg to przecież wyraźnie odpowiednik dawnego Ivara - szaleniec z pragnieniem władzy, a konflikt braci również tutaj jest w centrum. Zasadniczo po tylu odcinkach można już się przyzwyczaić, że Wikingowie opierają się na starciach rodzin i można przymknąć oko na wałkowanie ciągle tego samego motywu. A tutaj wygląda to nawet nieźle, bo Oleg jest lepszą postacią w tej formie niż Ivar kiedykolwiek, a jego bezceremonialne potraktowanie obu braci udowadnia też, jak bardzo jest bezwzględny. Poprzednie odcinki pokazywały, jakby Ivar nie chciał nigdy przekroczyć tej granicy. Miejmy nadzieję, że gdy już zrobiono porządek na Rusi, szybko przejdziemy do sedna akcji i inwazji na braci Ivara. Zmiany czuć również w wątku Ubbego, który staje się powoli ciekawszą postacią, a jego wyraźne podobieństwo do Ragnara jest jego zaletą. Jasne, nie ma zbyt wiele do roboty, a przygotowania do poszukiwań Flokiego to oczywiste wprowadzenie do historii, ale poszczególne aspekty tego wątku mogą się podobać. Zwłaszcza jego relacja z Lagerthą, która pomimo zabicia Aslaug jest bardzo ufna i dobrze nakreślona. Hvitserk oraz Olaf to największe nieporozumienia tego serialu i kontynuacja błędnych decyzji z 5. sezonu. Zaburzenia młodego Lothbroka są irytujące, nudne i banalne. Jego wizje stają się kiczowate, a jego reakcje pogłębiają problem, bo aktor ma wymagającą rolę scenariuszowo, a kompletnie kładzie wszystkie sceny. Najgorsze, że nie widać, by to miało jakiś głębszy sens i do czegoś prowadziło - coś jak z niepotrzebnym wątkiem Flokiego w poprzednim sezonie. Olaf zaś jest prawiącym banały filozofem, którego dialogi z Haraldem i Bjornem wydają się puste i niepotrzebne. Trudno więc uwierzyć, że taka postać jak Olaf potrafiła przechytrzyć Bjorna. Ostatnia scena zasadzki nad wodą jest na pewno klimatyczna i pięknie nakręcona wizualnie z tymi ścianami ognia, ale fabularnie pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, jakim cudem udało się Olafowi wykreślić tak idealnie linie ognia na wodzie oraz jakim cudem przewidział atak właśnie z tej strony. Pozostawia to mieszane odczucia, bo to takie pójście na skróty i przedłużenie oczywistego konfliktu, który miejmy nadzieję, rozkręci się w kolejnych odcinkach. Cieszy fakt, że Lagertha jednak powróci do aktywności bojowej. Scena zakopania miecza była piękna i na swój sposób poetycka, ale powiedzmy sobie szczerze - każdy chce widzieć ją w akcji, bo ta postać jest w tym świetna. Liczę jednak, że jej starcie z bandytami zakończy się sukcesem i ta ważna bohaterka nie zginie z ręki jakiegoś dawnego siepacza Ivara. Wikingowie notują poprawę względem piątego sezonu, więc jest przyzwoicie. Nie ma wielkich emocji ani porywających wydarzeń, ale jako podbudowa pod ważniejsze wydarzenia sezonu sprawdza się to całkiem nieźle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj