Jak to rzekł Piotr Fronczewski w kultowej grze Wrota Baldura: „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. Tak też rozpoczyna się recenzowany serial. Czarodziej Willow (Warwick Davis), Madmartigan (Val Kilmer) i Sorsha (Joanne Whalley) dawno temu pokonali mroczne siły. Jednak szczęście nie może trwać wiecznie. Zło, które kiedyś miało postać królowej Bavmordy, zaczęło się odradzać. Po latach spokoju wyznawcy władczyni przypuszczają atak na królestwo i porywają księcia. By go ratować, utworzona zostaje specjalna drużyna w składzie księżniczki Kit (Ruby Cruz), jej najlepszej koleżanki Jade (Erin Kellyman) i narzeczonego (Tony Revolori),  Boormana (Amar Chadha-Patel) – skazańca, który ma szansę odkupić swoje winy, kucharki Brunhildy (Ellie Bamber) oraz legendarnego Willowa. Muszą oni wyruszyć tam, gdzie jeszcze żaden człowiek nie dotarł. Do miejsca, którego nie ma na żadnej mapie. Przepowiednia mówi, że w tych trudnych czasach powróci cudowne dziecko – Elora Danan, która znów pokona zło. Problem w tym, że nie wiadomo, gdzie ona jest. Słuch o niej zaginął – tak samo jak o królu Madmartiganie. Jego córka podejrzewa, że ojciec wybrał ochronę Elory nad swoje dzieci i dlatego odszedł. Jak nietrudno się domyślić, prawda wygląda zgoła inaczej. Willow z 1988 roku w reżyserii Rona Howarda był wspaniałą opowieścią fantasy. Historia napisana przez Boba Dolmana miała wszystko to, czego dzieci i dorośli szukają w takich filmach: mrok, humor, ciekawe postaci i emocje towarzyszące widzowi od pierwszej do ostatniej minuty seansu. Scenarzysta Jonathan Kasdan, który wcześniej zaserwował nam produkcje Han Solo: Gwiezdne wojny historie i Indiana Jones 5, stanął przed trudnym zadaniem stworzenia serialu, który powinien choć zbliżyć się do poziomu oryginału. Dwa odcinki, które obejrzałem, dają nadzieję, że mu się to udało. Pierwszy to klasyczne wprowadzenie do historii i prezentacja wszystkich nowych bohaterów. Willow pojawia się dopiero pod koniec, gdy widz zapała już sympatią do grupy wojowników. Jest to moim zdaniem dobry ruch pozwalający nowym aktorom odpowiednio się zaprezentować. To też pokazuje, że mają oni swój cel i nie jest nim zapełnienie tła dla tytułowego bohatera. Kasdan utrzymuje mrok tej opowieści. Już w pierwszych dwóch odcinkach mamy kilka scen, które młodszym widzom mogą śnić się po nocach w postaci koszmarów. Taki też był charakter oryginału. Nie jest to typowa kolorowa opowieść o wróżkach, księżniczkach i złych królowych. Scenarzysta w świetny sposób nawiązuje do wersji z 1988 roku i rozwija część wątków z oryginału. Dostajemy też kilka flashbacków pokazujących, co działo się z kluczowymi postaciami w międzyczasie. Reżyser Stephen Woolfenden znakomicie wywiązał się z powierzonego zadania. W dwóch pierwszych odcinkach jest wszystko to, czego mogliśmy się po takiej produkcji spodziewać. Tempo zostało znakomicie rozłożone. Nie ma tu przydługich, przegadanych scen. Wszystko idzie dynamicznie do przodu. Humor przeplata się z dramatem, bo bohaterowie niezbyt komfortowo czują się w sytuacji, w której zostali postawieni. I to jest naturalne. Czasy herosów, którzy z uśmiechem na ustach ruszają do boju za swoją ojczyznę, już dawno minęły. Zresztą największą siłą serialu Willow jest właśnie dobrze dobrana obsada i świetnie uzupełniająca się gromada bohaterów. Mają oni różne problemy, charaktery i spojrzenia na świat. Są kompletnie ze sobą niezgrani, co tylko dobitniej pokazuje, że nie są jeszcze drużyną, a przypadkową zbieraniną. To oczywiście zmieni się z biegiem historii, ale fajnie się obserwuje to, jak się docierają. Odczuwalny jest brak Madmartigana – niestety udział Vala Kilmera nie był możliwy z powodu choroby. Jednak twórcy nie zapominają o jego postaci. Bardzo często odnoszą się do niego, opowiadają o tym, co się wydarzyło kiedyś i co dzieje się z nim teraz. Jakby wierzyli, że udział (choćby gościny) aktora w jakiejś niedalekiej przyszłości dojdzie do skutku. Nie zamykają przed nim drzwi. Pojawił się w filmie Top Gun: Maverick, więc może i teraz znajdzie się jakieś rozwiązanie.
fot. Disney+
Chciałbym powiedzieć, że główną gwiazdą tego serialu jest Warwick Davis grający tytułową postać, ale tak nie jest. Nie skupia on na sobie uwagi. W pierwszych dwóch odcinkach jest mentorem, który uświadamia naszym bohaterom, z jak dużym zagrożeniem mają do czynienia. Podoba mi się podejście, które przyjął Jonathan Kasdan. Willow w jego wykonaniu to bohater z kilkoma skazami na wizerunku. To człowiek, który odwrócił się od swoich przyjaciół, gdy ci mieli inne zdanie niż on. Nie był w stanie schować swojej zranionej dumy do kieszeni.   Produkcja świetnie prezentuje się pod względem wizualnym. Widać, że ekipa miała spory budżet, który został odpowiednio wykorzystany. Kostiumy, lokacje, zamki, potwory, efekty specjalne – wszystko to jest na wysokim poziomie. Można by nawet rzec, że kinowym. Gra o tron, a także Ród smoka i Władca pierścieni: Pierścienie Władzy wyznaczyły pod tym względem pewne standardy, których reszta musi się trzymać, jeśli chcą zachwycić oko widza. Nie zadowalamy się już tanimi efektami specjalnymi, które znamy z seriali Xena: wojownicza księżniczka czy Herkules z połowy lat 90. Serial Willow to bardzo ciekawa kontynuacja kultowego filmu. Na razie wszystko wskazuje na to, że fani będą zachwyceni nowymi przygodami znanego bohatera. Jak sami twórcy zaznaczają – niewykluczone, że będzie ich więcej. Na to liczę! Dobrego fantasy nigdy za wiele.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj