Jednym z takich klasyków z pewnością jest Wojna i mir t. I/II Lwa Tołstoja. Ekranizowana wielokrotnie co jakiś czas powraca na nasze ekrany w postaci filmu czy serialu (ot, choćby film z Audrey Hepburn w roli Nataszy Rostowej z 1956 roku), jak ten zrealizowany przez brytyjską stację BBC dwa lata lat temu. Tak się składa, że właśnie po raz pierwszy z arcydziełem Tołstoja zapoznałam się dzięki produkcji BBC, co skłoniło mnie do sięgnięcia po oryginał. Ma to jednak swoje wady, ponieważ element zaskoczenia znika w całej okazałości, czytelnik, chcąc nie chcąc, zaczyna skupiać się w dużej mierze na różnicach pomiędzy prozą a jej ekranizacją. Pomimo tego ciężko nie docenić kunsztu literackiego Tołstoja, który stworzył epopeje pełną wyrazistych bohaterów, z akcją osadzoną w tak ważnym dla Rosjan czasie, jakim były wojny napoleońskie. Najnowsze wydanie Wojny i pokoju zawdzięczamy wydawnictwu Zysk i S-ka. Póki co ukazały się dwa pierwsze tomy w jednej książce, liczące łącznie 800 stron. Jest to zatem literatura dosłownie ciężka i masywna, pełna rozmachu, z ciekawie poprowadzoną akcją, wyrazistymi bohaterami stanowiącymi pełen przegląd ludzkich charakterów i ich słabości. Początkowo wkrada się spory chaos, ponieważ postaci jest naprawdę mnóstwo - poznajemy rodziny Rostowów, Bołkońskich, Kuraginów, Drubeckich oraz Pierre’a, hrabiego Bezuchow. Ich losy wikłają się i wzajemnie przecinają, splatają, to znów rozdzielają. Na przestrzeni kilku lat (początek XIX wieku) śledzimy, jak pokojowe życie nie tylko ich, ale wszystkich Rosjan oraz całej Europy burzą coraz agresywniejsze działania Napoleona, to raz walczącego z Rosjanami, to się z nimi sprzymierzającego. Tytułowy pokój coraz częściej zostaje zamieniony w wojnę. W tym czasie dorastają córki hrabiego Rostowa, w tym Natasza - panna, której pisane jest zachwycić wielu mężczyzn. Książę Andrzej Bołkoński szuka swojego miejscu w życiu po tragediach, jakie go spotkały, a młody hrabia Bezuchow, jeden z najmajętniejszych ludzi w kraju walczy ze słabościami zarówno swoimi, jak i życia ludzi dookoła niego. To człowiek o złotym sercu, równocześnie ulegający wielu pokusom… Lew Tołstoj osiąga mistrzostwo w przedstawieniu swoich bohaterów. Przez dwa pierwsze tomy poznajemy ich świetnie - tacy ludzie mogliby żyć naprawdę, ponieważ są pełnokrwiści, znamy ich wady i zalety, kibicujemy im też, o ile nie są niegodziwcami, bo i tacy się w Wojnie i pokoju pojawiają. Nie każdego da się też w stu procentach polubić, a i opinia o niektórych bohaterach może się często zmieniać. Nic tu nie jest proste i oczywiste. Prywatnie dodam, że i ja uległam czarowi księcia Andrzeja - przyznaję jednak, że w mojej wyobraźni uparcie ma twarz Jamesa Nortona…
fot. Zysk i S-ka
Można o tej książce napisać wiele, jej fabuły nie sposób w pełni przedstawiać z racji jej objętości, jednak klasyka ma to do siebie, że można zaufać tym wszystkim mędrcom od dawna głoszącym, co jest arcydziełem. Wojna i pokój z całą pewnością jest powieścią znakomitą, przenoszącą czytelnika do czasów trudnych, pełnych znojów, lecz i chwil pięknych. To co prawda lektura na naprawdę wiele wieczorów, jednak czyta się ją niezwykle dobrze. Jedyne co może przeszkadzać to naprawdę liczne wtrącenia po francusku, wynikające jednak z realiów tamtych czasów. Francuski był dla rosyjskiej arystokracji niczym drugi, naturalny język, co Tołstoj wykorzystuje chojnie. Przez to przypisy dosłownie ścielą się gęsto i trochę przeszkadza częste przeskakiwanie z przypisu do tekstu, jednakże na to nic poradzić się nie da. Wydawca poradził sobie znakomicie, dokładnie numerując przypisy, przez co łatwo rozeznać się, która francuska kwestia jest akurat tłumaczona. Dodatkowe przypisy znajdują się na końcu książki - te skupiają się na merytorycznym wytłumaczeniu konkretnych kwestii bądź wyjaśnieniu, o kim lub o czym mowa. Niestety w tej beczce miodu - śliczna okładka z obwolutą! - jest łyżka dziegciu, która uderza znienacka. Niewybaczalnym błędem -  zapewne drukarni - jest błąd w numeracji stron: po stronie 368 ponownie pojawia się 358, po czym prawidłowo mamy 370. Co działo się na stronie 370 nie sposób się dowiedzieć, ponieważ zwyczajnie jej nie ma. Mam nadzieję, że ten problem dotyczy tylko mojego egzemplarza, a nie całego nakładu, ponieważ to co prawda głupotka, na którą można machnąć ręką, choć mimo wszystko irytująca. Z nieznanej przyczyny im bliżej też końca, tym więcej pojawia się literówek - wcześniej ich praktycznie nie ma. Połączone ze sobą wyrazy pojawiają się już potem notorycznie.
Można by sparafrazować klasyka, wołając, że Lew Tołstoj wielkim pisarzem był. Cóż, był i z tym faktem nie ma sensu się spierać. Wojna i pokój wciąga w swój świat i długo nie odpuszcza. Zwłaszcza, że teraz trzeba czekać, aż wydawnictwo wyda dwa ostatnie, wojenne tomy tej epopei  (bądź sięgnąć po starsze wydania) - pełne dramatów i łez, ale i tych szczęśliwszych dla bohaterów i czytelnika momentów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj