Już w poprzednim epizodzie można było wyczuć przeskoki fabularne – twórcy skupili się na zupełnie nieistotnej sprawie, niewnoszącej nic nowego do fabuły.  Trudno było określić, jaki czas upłynął między odcinkami; czasami łatwo było się zgubić w ukazywanej historii. I to na tydzień przed zakończeniem sezonu, kiedy właśnie wszelkie nieistotne dla głównej fabuły wątki powinny zejść na dalszy plan! Na szczęście w finale akcja pędzi do przodu, dążąc do rozwiązania śledztwa w sprawie śmierci McCanna. Jednak po raz kolejny twórcy wpuszczają nas w środek akcji jakiś czas po wydarzeniach z poprzedniego odcinka, jakby okres między nimi nie miał najmniejszego znaczenia. A grzechów ten epizod ma jeszcze więcej.

Przede wszystkim sama postać Franka Agnew jest bardzo dziwnie napisana. Trudno zrozumieć jego zachowanie; można wręcz odnieść wrażenie, że bohater całkowicie zwariował. I byłoby to wiarygodne, gdyby wcześniej coś to zapowiadało albo gdyby twórcy uraczyli nas jakąkolwiek sceną, w której coś z nim naprawdę się dzieje. A tak otrzymujemy kolejne sceny, w których Frank raz mówi jedno, innym razem drugie; komu innemu mówi, że powie cała prawdę, a dziesięć minut później zmienia zdanie i brnie dalej w kłamstwo.

Kolejnym bardzo kiepskim chwytem jest scena z żoną Franka. Owszem, wiemy, że bohater był żonaty, jednak jest to zaledwie wspomniane w którymś z odcinków. Nagle Agnew odwiedza swoją byłą małżonkę, gdzie dochodzi do dramatycznej sceny… a raczej powinno dojść w domysłach scenarzystów. Wprowadzając tę postać w ostatnim odcinku, trudno zbudować jakąkolwiek relację między bohaterami. Mark Strong stara się wykrzesać cokolwiek z tej sceny, jednak nic nie załata głupoty twórców.

Najgorszym z możliwych błędów jest pokierowanie postacią Damona. Zabicie bohatera, który był jednym z najciekawszych (o ile nie najciekawszym), to strzał w stopę. Gdyby to była "Gra o tron", która może pochwalić się całą gamą genialnych postaci, nie byłoby z tym problemu. Jednak ciężar serialu spoczywa na dwóch wątkach – Agnew i Callisa. Historia tego pierwszego straciła jakiś czas temu na atrakcyjności, a motyw początkującego gangstera jakoś potrafił zainteresować. Teraz, gdy sezon się już skończył, poważnie zastanawiam się nad tym, czy w ogóle warto ten serial kontynuować.

[video-browser playlist="618638" suggest=""]

Żeby tak ciągle nie narzekać, warto wspomnieć, iż odcinek został świetnie zrealizowany i zmontowany. Jest dynamiczny i wciąga jak żaden do tej pory. Nie znaczy to jednak, że wzbudza jakieś wielkie emocje. Po prostu akcja tak szybko pędzi do przodu, że widz nie ma czasu zastanowić się, co ogląda. W końcu mamy dowiedzieć się, jak ta historia się zakończy. Problem w tym, że całe rozwiązanie sytuacji jest niedorzeczne i najwyraźniej ma nas przygotować na kolejny sezon. Pytanie tylko, czy on w ogóle powstanie...

Na plus zaliczam występ Marka Stronga, który wreszcie pokazał coś więcej. Nadal z o wiele większym zainteresowaniem oglądało się Ransone’a i Costabile’a, ale brytyjski aktor już tak bardzo nie odbiegał aktorsko od swoich kolegów. Muszę jednak przyznać, że w perspektywie całego sezonu Strong mocno mnie zawiódł, nie błyszcząc talentem, którego trudno mu przecież odmówić. Na szczęście jak zawsze każdą scenę ratował David Costabile, który dobrze rozpisanej postaci może i nie miał, ale potrafił tchnąć w nią życie. Jest to jeden z niewielu jasnych punktów tego serialu.

Low Winter Sun zapowiadało się fantastycznie. Pierwsze odcinki intrygowały i zwiastowały naprawdę wciągająca historię. Widziałem w niej ogromny potencjał, porównując serial do takich dzieł, jak Prawo ulicy i Świat gliniarzy – punkt wyjścia oraz realizacja bardzo przypominały obie te produkcje. Twórcy mieli okazję pokazać nam Detroit; stworzyć mrożącą krew w żyłach historię; pokazać, jak działa wymiar sprawiedliwości; nakreślić problem korupcji w policji, kwestię narkotyków i uzależnienia. Zamiast tego dostaliśmy miałką produkcję z kiepsko napisanym scenariuszem. Ani świetna obsada, ani renoma stacji AMC nie obroni serialu przed określeniem go jako średnio udanego. Low Winter Sun miało swoje momenty, także w finale. Koniec końców czuję się jednak wykorzystany i oszukany. Oczekiwałem świetnej historii w brawurowym wykonaniu, jednak ta po pewnym czasie zaczęła nużyć, a zaledwie garstka postaci utrzymywała tę produkcję na powierzchni. Nie mogę pojąć, czym kierowali się scenarzyści w niektórych momentach i pewnie nigdy na to nie dostanę odpowiedzi. Jeśli serial wróci w przyszłym sezonie (co jest mało prawdopodobne, gdyż sukcesywnie tracił widzów aż do poziomu ledwie przekraczającego pół miliona widzów), to na pewno nie ze mną.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj