"The Hurt Locker. W pułapce wojny" dziewięć nominacji do Oscara zamienił na sześć złotych statuetek. Na jego konto powędrowały też jak się zdaje te dwie najważniejsze – dla najlepszego reżysera i najlepszego filmu. Kathryn Bigelow stała się nawet pierwszą nagrodzoną kobietą w swojej kategorii. Z Wrogiem numer jeden reżyserka próbuje powtórzyć sukces swojego poprzedniego filmu, często za pomocą tych samych sposobów. Jej nowy film, choć wpisuje się w zupełnie inną konwencję, paradoksalnie podąża bowiem ścieżką podobną do typowego blockbusterowego sequela – otrzymujemy więcej tego samego w ładniejszym opakowaniu. Jest mroczniej, dynamiczniej, niebezpieczniej, a w rezultacie przede wszystkim gorzej.

Podążając śladami Mayi, tajnej agentki CIA, poznajemy kulisy poszukiwania Osamy bin Ladena, terrorysty odpowiedzialnego za zamachy z 11 września 2001 roku. Stawka przewyższa tę z "The Hurt Locker. W pułapce wojny" – to już nie jest fikcyjna opowieść osadzona w rzeczywistości realnego konfliktu, ale całkowicie prawdziwa historia. Na dodatek taka, o której mówił cały świat. Bigelow mierzy się zatem z mniej lub bardziej znanymi faktami, ubierając je w strukturę filmowej narracji. Jej rozliczenie z historią jednak nie obyło się bez kontrowersji.

[image-browser playlist="594957" suggest=""]©2013 Monolith Films

Amerykańska reżyserka próbowała we "Wrogu numer jeden" jak najrzetelniej pokazać wycinek wydarzeń z ostatniej dekady. Znów oglądając jej obraz ma się wrażenie, że to materiał dziennikarski, a nie filmowy. Ujęcia kręcone z ręki, wolny montaż, surowe zdjęcia, niemal brak muzyki – wszystko to wydaje się zbliżać "Wroga numer jeden" do dokumentu. Czystość formy potęguje zatrudnienie Alexandre’a Desplat jako kompozytora. Muzyka tego chyba najbardziej minimalistycznego artysty pracującego w Hollywood nigdy nie przykrywa wydarzeń dziejących się na ekranie. Przez kolejne sceny przedzieramy się więc żmudnie, czasem nawet w lekkim znużeniu, ale cały czas mając świadomość, że oglądamy autentyczną historię.

Prawda czasem bywa bolesna. Dzięki filmowi Amerykanie dowiedzieli się, iż więźniowie byli torturowani i zobaczyli, w jaki dokładnie sposób żołnierze wydobywali z nich informacje. Bigelow nie szczędzi obrazków prezentujących rozszerzone techniki przesłuchań, od klasycznego uwięzienia i wieszania pod sufitem, aż po bardziej wysublimowany i przerażający waterboarding. Do aktów tortur dochodzi, co ciekawe, także w Polsce! Tajna placówka CIA znajduje się według filmowców w Gdańsku, czyniąc w pewnym stopniu nasz kraj częścią międzynarodowej dyskusji. Zarzuty o gloryfikację tortur nie mają swojego odzwierciedlenia w filmie – tytułowy wróg numer jeden zostaje odnaleziony głównie dzięki dokumentom zdobytym już w 2001 roku, nie zaś w wyniku znęcania się nad więźniami. Bigelow pokazuje, że śledztwo prowadzone było na wiele różnych sposobów, co zdaje się być pomijane w dyskusji publicznej.

Znacznie większą dawkę potu i krwi na ekranie zaserwowało nam kilka lat temu równie kontrowersyjne "Na gorąco". Pod względem skrupulatności w pokazywaniu elementów przemocy, nowy film Kathryn Bigelow przy amerykańskich żołnierzach z obrazu De Palmy przypomina jednak raczej produkcję z telewizji publicznej, aniżeli projekt stacji kablowej.

[image-browser playlist="594958" suggest=""]©2013 Monolith Films

Oprócz listu pochwalnego dla tortur we "Wrogu numer jeden" doszukuje się też feministycznej propagandy. Protagonistka grana przez znakomitą Jessikę Chastain jest od lat oddana sprawie poszukiwania nieuchwytnego terrorysty, częstokroć nie obawia się sprzeciwiać swoim zwierzchnikom, gdy ci nie wierzą w słuszność jej teorii. Rzeczywiście, film sugeruje, że gdyby nie upór Mayi, wyłącznie jednej osoby, bin Laden wciąż ukrywałby się w pakistańskiej twierdzy. Do podobnej sytuacji dochodzi również w telewizyjnym hicie ostatnich dwóch lat, czyli Homeland. Tam Carrie Mathison jest jedyną agentką CIA, która rozpoznaje zagrożenie w Nicholasie Brodym, świeżo odnalezionym jeńcu wojennym. Na własną rękę rozpracowuje siatkę Al-Kaidy, śledzi podejrzanego żołnierza i z pistoletem w ręku ściga zbrodniarzy. Obraz Bigelow znów w tym przypadku pozostaje w cieniu, a potencjalny przekaz feministyczny można odnaleźć w większym stopniu w innych produkcjach.

Amerykańska reżyserka mocno dystansuje się od przedstawianych wydarzeń, bo wspomniany reporterski charakter zdjęć ma też swoje odzwierciedlenie w innych płaszczyznach filmu. Większość akcji wyzuta jest z emocji, nie jest jasne, czy zachowanie bohaterów jest właściwe, czy też nie. Podobnie jak Steven Spielberg w "Lincolnie", Kathryn Bigelow rezygnuje z widowiskowości i nadmiaru patosu na rzecz beznamiętnego snucia znanej po części widzowi historii. Pomysł ten nie został zrealizowany jednak tak dobrze jak w produkcji o legendarnym prezydencie ani w poprzednim "The Hurt Locker. W pułapce wojny". Pierwszym dwóm godzinom filmu, kiedy to poszukiwani i przesłuchiwani są kolejni członkowie Al-Kaidy, brakuje dynamiki i napięcia. Oglądanie pojedynków żołnierzy z terrorystami nie jest nawet w połowie tak ekscytujące, jak rozbrajanie bomb przez saperów. Dopiero w ostatnim akcie reżyserka daje się odrobinę poddać emocjom i pozwala odczuć wielkie zwycięstwo Amerykanów.

Należy przyznać, że "Wróg numer jeden" dobrze oddaje trudność walki z terroryzmem. Komityw martwych punktów, dróg donikąd i poszlak dominujących w pierwszej połowie produkcji nabiera niemal alegorycznego wymiaru. Widz, podobnie jak główna bohaterka, jest sfrustrowany tym, że śledztwo wraz z biegiem czasu nie rozwija się i ciągle niemożnością jest zdobycie odpowiedzi na niecierpiące zwłoki pytania. Nowy film Kathryn Bigelow to historia narodowej bohaterki opowiedziana w antykomercyjnym stylu znanym z Hollywood. Obiektywnie, intrygująco, ale też bez większych emocji.

Czytaj więcej: Kontrowersje wokół "Wroga numer jeden". Czy film promuje tortury?

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj