Wróg ("Enemy") na warsztat bierze motyw sobowtóra – tajemniczej jednostki, która wygląda dokładnie tak samo jak jeden z bohaterów. Koncept to nie nowy, bo w literaturze zaistniał już w osiemnastym wieku, a w ciągu ponad stuletniej historii kina wypada odnotować co najmniej kilkadziesiąt przypadków jego użycia. Co ciekawe, dwukrotnie dzięki temu motywowi powstały prawdziwe arcydzieła kinematografii. Pytanie natomiast: czy Wróg ma szansę dorównać Zawrotowi głowy Alfreda Hitchcocka i "Personie" Ingmara Bergmana? Albo inaczej: jak bardzo mu do tych filmowych ideałów daleko?

Pochopne wnioski i oceny w przypadku najnowszego dzieła Villeneuve’a są wybitnie niewskazane, ale trzeba zaznaczyć, że choć reżyser się stara, nie wszystko chyba wychodzi tak, jak powinno. Fabuła jest banalna i skomplikowana jednocześnie. Banalna, bo oglądamy monotonne życie Adama, mężczyzny, który przypadkiem w trakcie oglądaniu filmu dostrzega kogoś bliźniaczo podobnego do siebie i rozpoczyna prywatne śledztwo, by tego osobnika następnie znaleźć. Skomplikowana zaś dlatego, że właściwie do samego końca nie wiadomo, kim jest enigmatyczny doppelganger – prawdziwym człowiekiem, projekcją głównego bohatera, a może marą senną? Rzecz jasna wszelkie niedopowiedzenia można by zaliczyć jako zalety, gdyby nie fakt, iż czasem wydają się po prostu zbyt niejasne. Motywacje, jak i decyzje podejmowane przez bohaterów o aparycji Jake’a Gyllenhaala są zupełnie niezrozumiałe, podając tym samym w wątpliwość istnienie klucza do całej historii.

[video-browser playlist="616186" suggest=""]

Wroga jednak się nie ogląda, ale przede wszystkim podziwia. Nasycone żółcią zdjęcia wraz z piaskowymi i szarymi kolorami ubrań postaci nadają całości barwę sepii. W tę homogeniczność obrazu wpisuje się też wizerunek Toronto, odarty ze swojej wielkomiejskiej glorii reprezentowanej najczęściej przez drapacze chmur i kolorowe światła. Krajobraz kanadyjskiej metropolii w obiektywie Nicolasa Bolduca jest w swojej bezludności i krystalicznej czystości wręcz nudny. Niemniej nie ma wątpliwości, że operator przekuwa wizerunek miasta na pustynię z premedytacją – to kolejny element po dość niewiarygodnej fabule, który każe widzowi wątpić w realność przedstawianych wydarzeń.

Denis Villeneuve wyraźnie czerpie inspirację z Davida Lyncha, Romana Polańskiego i Davida Cronenberga. Wciąga widza w pewną grę oraz każe mu szukać ukrytych sugestii i tropów interpretacyjnych. W filmie lejtmotywem są na przykład – nieobecne w książkowym pierwowzorze José Saramago – pająki. Pytanie, co one oznaczają, pozostaje otwarte. Rozwikłanie tej zagadki może wymagać zaś więcej niż jednego seansu, a niestety przez mozolnie prowadzoną narrację i brak gwarancji uzyskania odpowiedzi może dla niektórych osób stanowić zbyt wielkie wyzwanie. Warto natomiast podjąć je chociaż raz.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj