Wrogie niebo ("Falling Skies") oferuje widzom odcinek tak naprawdę o niczym. Skupienie tak dużej jego części na trójkącie miłosnym, który nie powinien istnieć, jest nieporozumieniem. Przez to obserwujemy mdłe, nudne, banalne i ckliwe rozmowy rodzeństwa oraz obu panów z Maggie (Sarah Carter). Nie jest to ciekawe, a wręcz bliskie poziomowi opery mydlanej. Temu serialowi nie jest potrzeby tak słaby wątek romantyczny, który sprawia wrażenie okropnie wymuszonego. Takie relacje to już nawet w serialach młodzieżowych są bardziej przekonujące.
Cały odcinek tak naprawdę jest dowodem na to, że twórcy mieli pomysł tylko na pierwszą połowę sezonu, a dalej to już błądzenie po omacku bez żadnego sensownego celu i zapychanie czasu ekranowego czym popadnie, byle było to związane z uczuciami. Bo najwyraźniej na wojnie z kosmitami wszyscy mają czas się uzewnętrzniać zamiast walczyć.
[video-browser playlist="633381" suggest=""]
Motyw ze słomkami jest niesłychanie głupi. Od kiedy w grupie bohaterów jest jakaś demokracja? Oczywiście przewidywalność przeokrutna, choć i tak jestem zaskoczony, że to Ben poleci, a nie Matt. Najgorsze w tym wątku jest jednak psucie Pope'a (Colin Cunnigham). Praktycznie najlepsza postać od początku serialu - zawsze miał wszystko w nosie, czasem zrywał się, by dokopać kosmitom - a tutaj twórcy robią z niego ckliwego i żenującego patriotę? Mógłbym w to uwierzyć, gdyby dokonano jakiejś przemiany Pope'a w ostatnich kilku odcinkach, ale nie - jego zmiana zachowania i chęć samobójstwa wyskakuje jak filip z konopi.
W recenzji 7. odcinka przewidywałem, że kłamstwa Espheni wyjdą na jaw i Lexie wróci do rodziny. Tak też się w tym epizodzie dzieje, więc nie mogę nazwać tego inaczej niż rozczarowaniem. Przewidywalność i rozwijanie Wrogiego nieba po linii najmniejszego oporu to największe wady 10. odcinka. Nic tutaj nie porywa, a jedynie irytuje banalnością rozwiązań.
Czytaj również: "Gotham" - Carol Kane jako Gertrud Kapelput
Wrogie niebo pokazuje, że twórcom skończyły się pomysły na ten serial. Choć początek 4. sezonu był dobry i przez jakiś czas wszystko szło w odpowiednim kierunku, nagle coś się popsuło i dostajemy równię pochyłą. Może zmieni się to w finale.