Dlatego pisząc ten tekst jestem zaprawdę cały szczęśliwy - choć nie zaliczam się ani do wampirów, ani wilkołaków. Bliżej mi raczej do tych kreatur recenzentów, a za przemianą tą stoi ukąszenie książką Keri Arthur "Wschodzący księżyc".
Ale po kolei, trochę faktów jak najbardziej rzeczowych…
Keri Arthur jest wielokrotnie nagradzaną autorką światowych bestsellerów z gatunku romansu paranormalnego. Mieszka i pracuje w Melbourne (w Australii). "Wschodzący księżyc" jest pierwszą książką cyklu "Zew nocy", który oprócz niej liczy jeszcze 8 pozycji. Powieść na świecie zadebiutowała w 2006 roku, w Polsce pojawiła się w 2011, nakładem Instytutu Wydawniczego ERICA. Liczy sobie 440 stron... i w sumie tyle mogę obiektywnie, bez emocji, powiedzieć o tej książce.
Teraz pozwolę, by natura recenzenckiej kreatury zawładnęła mną i zacznę sobie używać...
Po pierwsze: fabuła
Historia wygląda tak: Melbourne, bliżej nieokreślona przyszłość. Wampiry, wilkołaki oraz cała inna gama zmiennokształtnych żyje sobie na równi z ludźmi, mniej lub bardziej obawiając się o swój byt (raczej mniej, gdyż ludzie jakoś dziwnie czują się ze swoją normalnością, a o wiele bardziej podoba się im "inność" innych ras). Mają swoje kluby, mają nawet swój Departament Innych Ras, którego celem jest dbanie, by się stosunki pomiędzy gatunkami nie namieszały (znaczy nie było jakiejś większej wojny). W tymże Departamencie, w charakterze "łączniczki" (takiej sekretarki z rozszerzonymi obowiązkami), pracuje Riley Jenson. Jak się nie trudno domyślić, to ona jest główną bohaterka (właśnie z jej perspektywy oglądamy i często wchodzimy w akcje). Atrakcyjna kobieta, o długich, rudych włosach. Sprawna fizycznie i nawet bystra. Trochę pyskata. A do tego wilkołak z domieszką wampirzych genów (podobnie zresztą jak jej brat bliźniak Rhoan).
Akcja zaczyna się w kiepskim dla Riley momencie: nie dość, że ma wrażenie, że jej brat (pracujący też w Departamencie, jako "strażnik", czyli gość od naprawdę mokrej roboty) wpadł w jakieś kłopoty, to jeszcze zbliża się pełnia. A jak zbliża się pełnia, to wilkołaki wariują. Przede wszystkim na tle seksualnym. Dodatkowo jeszcze ktoś dybie na jej życie, zabija kilku jej przyjaciół, a co gorsza, ona musi z kimś to zrobić, bo zwariuje. A do tego jeszcze dochodzi jeden paskudny wampir, kolega z pracy, który się nie myje (jak to wampiry), przez to śmierdzi i jeszcze może się okazać, że jest jednym wielkim klonem…
Dobrze, idziemy dalej. Riley wpada na innego przystojnego i nagiego wampira, Quinna (bardzo dzianego wampira, który… hm… ma pewne problemy z pamięcią). Nalega on spotkanie ze współlokatorem Riley, Rohanem (tak, tak, oni przed światem utrzymają, że nie są rodzeństwem, ale nie każcie mi tłumaczyć dlaczego; to tak, jakby tłumaczyć związki Ridge'a Forestera). Ale Rohana nie ma, zgubił się, nawet szefostwo nie wie, gdzie go wcięło. Riley dalej szuka swojego brata, bo sprawa zaczyna się bardzo gmatwać. Ale też musi połączyć te obowiązki z przyjemnością, czyli zaspokajaniem swoich dwóch partnerów seksualnych (też wilkołaków).
Kiedy tylko skończy uprawiać z każdym z nich ostry seks, wyrusza na dalsze poszukiwania brata, jednocześnie cały czas mając ochotę na więcej. Ale nie poszukiwań… Co jednak Autorka zgrabnie tłumaczy księżycową gorączką. Jak słodko.
Kolejni ludzie próbują zabić Riley… Pardon, wampiry, i to sklonowane. Do tego jeden z jej partnerów chce z nią na siłę mieć dziecko, kochanek (!) brata rozpacza za swoim lubym, a Riley dochodzi trzeci partner, tym razem wspomniany wcześniej Quinn… Aha, no i w tle miga mega spisek z przejęciem władzy nad światem, armią super żołnierzy oraz machlojkami władz. Taki standard średni… A do tego jeszcze trochę zabijania (ale główna bohaterka i tak zabijaniem się brzydzi!), łamania gnatów (na to jej zasady już pozwalają, w końcu obrona własna) no i seksu (czy już któryś raz o nim wspomniałem? Jeśli tak… to zaraz będzie cała część o nim).
[image-browser playlist="607231" suggest=""]
Po drugie: seks
Książka cegłą nie jest, czyta się szybko, zwłaszcza, jak się opuszcza sceny stosunków albo opisy "miłosnych" uniesień. Książka wręcz ocieka seksem i cielesnością, czasem w sposób zbyt dosłowny i wulgarny. I mało przyjemny. Podczas czytania miałem wrażenie, że akcja jest prowadzona tylko po to, żeby jakoś połączyć ze sobą sceny erotyczne w różnych miejscach (a już szczytem dla mnie był stosunek w środku tajnej operacji, w kwaterze wroga). Nie mówiąc też, z jaką lubością bohaterka oddaje się rozmyślaniom o seksie oraz szukaniu partnerów. Ale spokojnie, to nie jest rozwiązłość. Wszak wilki w okresie pełni już takie coś mają i natury nie oszukasz…
Po trzecie: reszta
Znaczy po odjęciu seksu, wampirów i wilkołaków zostaje tylko kiepska akcja, przewidywalna i nie wciągająca. Już to wszystko kiedyś było, już to wszystko kiedyś spotkaliśmy (i nawet Autorka nie postarała się, żeby to jakoś interesująco poskładać do kupy, dodać choć trochę zaskoczenia). Historia, tak jak bohaterowie, jest płytka.
Myślałem chociaż, że może pojawi się jakiś humor, który jakoś uratuje tego gniota, pozwoli napisać o nim jakieś pozytywy. Niestety, nic takiego tam nie ma. Pamiętam tylko jeden żart i w sumie taki, który w polskiej wersji w ogóle nie był śmieszny (a w oryginalne miał poziom około suchara).
Aż strach człowieka bierze, że są jeszcze kolejne książki z tej serii…
I po czwarte: czytelnicy, nie idźcie tą drogą
Jeśli waszą intencją jest stracić 34,90 złotych, to śmiało, kupcie te książkę. Nie zabraniam wam, o nie. Jednak pamiętajcie, że ostrzegałem: to będą stracone pieniądze. I nikt wam za to nie zwróci.
Na okładce może pisać bestseller - ale to tylko puste słowo. Książka jest po prostu kiepska, jak nie tragiczna. Aż żal człowieka ściska, kiedy sam, w pocie czoła, tworzy własne historie, które w jego przeczuciu (i kilku odbiorców) coś ze sobą niosą i są fajne w odbiorze, a wystarczy, że ktoś napisze o wampirach, wilkołakach i seksie, to od razu ma bestseller. Dobra, wiem, dziś wątek wampiryczno-seksualny jest "trendy". Ale nie wszystko, co "trendy", musi być od razu "good".
Może jestem trochę staroświecki, ale wampiry to się powinno kołkami od razu załatwiać, wilkołaki trzymać na srebrnym łańcuchu, a wydawać tylko te książki, które po prostu niosą coś ze sobą.