Można by pomyśleć, że po tym wszystkim, co się stało, współpraca Corcorana z Francisem będzie napięta, pełna docinek, niepewności - ale tak nie jest. Panowie okazują się nudnymi profesjonalistami i zgrzytów w ich śledztwie prawie nie ma, a jak coś się pojawia, to jedynie epizodycznie. Kompletnie mnie to nie przekonuje. Corky jest w takich sytuacjach furiatem, który nie potrafi zapanować nad emocjami. Rozumiem prośbę przełożonego, ale to wszystko wygląda zbyt łatwo, a tak być nie powinno. Problemy tej relacji powinny być bardziej zaakcentowane.

Samo śledztwo nie jest zbyt ciekawe. Ot, zwykłe morderstwo i, wydawałoby się, upozorowanie samobójstwa. Nie wiemy, kto za tym stoi, ale wygląda na to, że jest to wątek na kilka odcinków. To jest duży problem drugiego sezonu Stróża prawa, ponieważ nie mamy ciekawego głównego wątku, który napędzałby ten serial i budził nasze zainteresowanie. W pierwszej serii mieliśmy tajemnicę związaną z żoną i córką Corky'ego; tutaj nie ma czegoś takiego, a zwyczajne sprawy nie przyciągają tak samo, jak emocjonalne sekrety. Na razie jedynym wątkiem mającym oznaki głównego jest proces szpiega związanego z Morehouse'em i Elizabeth, tyle że jest on strasznie powierzchownie ukazany. Nie ma w sobie żadnych emocji ani nutki tajemnicy. Wszystko jest podane na tacy i nie potrafi zainteresować.

Nie najlepiej wyglądają wątki miłosne w serialu. Z jednej strony mamy trójkąt - Francis, Corky i jego żona. Nie jest to coś, co pasuje do tego serialu. Mało ciekawe, nic nie wnoszące do fabuły. To samo tyczy się ciężarnej Evy. Na tym tle sympatycznie wypada jedynie relacja Freemanów. Ich małżeństwo przekonuje, a szczęście na widok matki kobiety cieszy.

Stróż prawa w drugim sezonie jest serialem gorszym. Nadal ma swoje momenty, ale na razie poza piątym odcinkiem nie było nic tak dobrego, jak w pierwszej serii.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj