Principe de Asturias, tak jak Titanic istniał naprawdę, tak jak Titanic zatonął, i tak jak Titanic uchodził za jeden z najnowocześniejszych i najbezpieczniejszych statków na świecie. Analogii między tymi dwiema historiami jest wiele, ale mimo wszystko powieść Jorge Diaza broni się przed tanim, melodramatycznym klimatem, który zaserwowali nam twórcy filmu z Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Tengo en mí todos los sueños del mundo to opowieść o prawdziwym życiu, prawdziwych ludziach i prawdziwych dramatach. Autor sprawnie wplata w historyczne wątki zmyślone losy bohaterów, które sprawiają, że tragiczne zatonięcie statku obserwujemy z zupełnie innej perspektywy - z perspektywy naocznych świadków i ofiar. Na początek naszego rejsu przychodzi nam jednak długo czekać, kapitan Lotina zaprasza nas na pokład dopiero pod sam koniec powieści. Wcześniej kluczymy śladami wielu pasażerów, którzy w momencie pierwszego spotkania mogą się wcale nie spodziewać, że przyjdzie im podróżować do Argentyny na luksusowym transatlantyku. Wraz z rozwojem fabuły poszczególne wątki zaczynają się zazębiać. Nasi bohaterowie wpadają na siebie na ulicy, czytają o sobie w gazetach lub poznają się na eleganckich przyjęciach, można by powiedzieć – zupełnie przypadkowo. Jednak zagłębiając się w opowieść Diaza coraz trudniej wierzyć nam w przypadki. Fabuła jego książki przypomina skrupulatnie utkaną pajęczą sieć. To nie przypadek, ale raczej przeznaczenie kieruje stworzonymi przez autora postaciami. To ono decyduje o tym, że 17 lutego 1916 roku wszyscy oni znajdą się na pokładzie pechowego statku. O pechu we Wszystkich marzeniach świata w ogóle mówi się sporo. Mimo tego, że Prinicipe de Asturias tuż przed wypłynięciem w morze przechodzi gruntowny remont, a właściciel i załoga statku zapewniają o całkowitym bezpieczeństwie, cała Hiszpania spodziewa się po tym rejsie wszystkiego co najgorsze. W 1916 roku rzeczywiste zagrożenie oczywiście istnieje. W Europie trwa wojna, a Niemcy nie przebierają w środkach. Nawet neutralność Hiszpanii nie zapewnia stuprocentowej ochrony przed atakiem niemieckich okrętów podwodnych. Wbrew logicznym przesłankom, nie tego najbardziej obawiają się Hiszpanie. Na pokładzie statku mają bowiem znaleźć się rzeźby, które od lat cieszą się złą sławą. W ramach przyjaźni z Argentyną król Hiszpanii, Alfons XIII zaproponował ufundowanie posągów na Pomnik Hiszpanów, który miał stanąć w Buenos Aires. Droga do spełnienia tej propozycji okazała się wyjątkowo pechowa. Zgony dwóch kolejnych rzeźbiarzy, strajk marmurników, wypadek, który jedną z wyrzeźbionych postaci pozbawił ręki – wszystko to opóźnia ukończenie pomnika i przy okazji sprawia, że wszyscy zaczynają podejrzliwie przyglądać się posągom. Nikogo z pasażerów nie uszczęśliwia zatem fakt, że w podróż do Nowego Świata wraz z nimi udadzą się pechowe rzeźby. Nawet w czasie ustalania przyczyn katastrofy znaleźli się tacy, którzy obok winy kapitana lub niemieckiego spisku wspominali nieszczęsne posągi.
Źródło: Rebis
Jorge Diaz, hiszpański pisarz, już kolejną książką pokazuje z jaką łatwością przychodzi mu manewrowanie wśród tragicznych zakrętów historii. Co ważne, w jego wydaniu nie jest to historia z podręczników. Diaz w swoich powieściach przypomina nam pozornie oczywisty fakt, że za każdą statystyką ofiar, rannych i ocalałych kryją się prawdziwy ludzi, ich niebanalne życiorysy, wielkie plany i marzenia. Wyobraźmy sobie scenę, w której dwoje młodych ludzi pędzi ulicą próbując nadrobić czas stracony w opóźnionym pociągu. Nasi bohaterowie zrobią wszystko, by znaleźć się na wypływającym właśnie statku. Spieszy im się bardzo, bo na drugim końcu świata czeka na nich przygoda i nowa życiowa ścieżka, którą zdecydowali się podążyć wspólnie. My już wiemy, że lepiej dla nich by było, gdyby nie biegli tak szybko i wcale nie znaleźli się na pokładzie. Jorge Diaz okazuje się jednak wyjątkowo bezwzględnym pisarzem. W jego historii dosłownie sekundy decydują o skazaniu na tragedię dwójki zakochanych. A wystarczyłoby przecież nawet drobne potknięcie… Ale nawet nie to jest wyrazem największej bezwzględności wobec czytelnika. Diaz nie dość, że uprzedza nas o przyszłych losach większości bohaterów, to jeszcze wcześniej robi wszystko byśmy ich polubili, zżyli się z nimi, kibicowali im w pokonywaniu trudności. Nie każe nam oglądać szaleńczej pogoni za przeznaczeniem dwóch anonimowych postaci. Jego Principe de Asturias zapełnia się naszymi dobrymi znajomymi, którzy płyną w stronę śmierci.
Wszystkie marzenia świata to książka, która nie jednym może zaskoczyć. Jorge Diaz stara się przekonać nas, ze świat przez te ostatnie sto lat, mimo że może nam się wydawać inaczej, wcale nie zmienił się aż tak bardzo. Najbogatsi wciąż bawią się w najbardziej wyszukane z możliwych sposobów, piękne kobiety wciąż zakochują się w niewłaściwych mężczyznach, a pogoń za marzeniami nadal wymaga poświęceń. Czytając powieść Diaza nie raz też możemy sami siebie zaskoczyć okazując zrozumienie irracjonalnym zachciankom bohaterów i kibicując ich nadziejom na niemożliwe. Najbardziej zaskakujące może jednak okazać się zakończenie. Dla niektórych przeżyta katastrofa będzie początkiem lepszego, upragnionego życia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj