Główną bohaterką książki jest czterdziestoletnia Anna, wykształcona zastępczyni burmistrza, będąca typową mieszkanką miasta, która raczej zbyt często zwierząt gospodarskich nie oglądała. Jednak pewnego dnia życie weryfikuje jej umiejętności, ponieważ organizowanie kampanii wyborczych czy praca za biurkiem nie pomagają przeżyć, gdy dokoła rozgrywają się sceny bliskie Sądu Ostatecznemu Nagle, nie wiedzieć dlaczego, dzieje się TO. TO, czyli niezrozumiałe cofnięcie się ludzi do etapu człowieka pierwotnego. Zanika ich cała wiedza, a zostają jedynie instynkty, popędy i najprostsze emocje. Nie jest to może inwazja zombie, ale nie zmienia to faktu, iż Anna musi znaleźć bezpieczne schronienie, a przede wszystkim miejsce, które będzie samowystarczalne. Taką ostoją spokoju okazuje się gospodarstwo wiejskie Teresy, prawniczki, która urodziła się na wsi i doskonale zna się na wszystkim, co dotyczy hodowli zwierząt czy uprawy roślin. Cofnięcie się w rozwoju powoduje, że ludzie są niczym watahy wilków, gromadzą się w stada, walczą o dominację w grupie, podporządkowują sobie kobiety i dzieci. To zupełnie niezrozumiałe zezwierzęcenie sprawia, że wychylenie nosa poza dom może skończyć się źle. Nie pomagają także liczne sfory bezpańskich psów. Ale jeść trzeba, a tego jedzenia dostarczają między innymi krowy, kury, a także sama ziemia. Anna jako typowy mieszczuch uczy się wszystkiego, co pomoże jej przetrwać – zwłaszcza że przyjdzie jej zostać główną żywicielką nie tylko samej siebie, ale także wkrótce powiększającej się w szybkim tempie przyszywanej rodziny, składającej się także z przedstawicieli ludzi, którzy "wrócili", jak ich się określa. Jeśli ktoś spodziewa się fascynującej historii o przetrwaniu w obawie przed dzikimi, może srogo się rozczarować. Zwłaszcza część pierwsza pod tym względem wypada bardzo blado. Czytelnik nie ma pojęcia, co tak właściwie się stało, że ludziom dosłownie odebrało rozum. Dostajemy za to średnio interesujące opisy hodowania trzody chlewnej, dojenia, siania, zbierania itd. Wyobrażam sobie, jak wiele wysiłku musiała autorka włożyć w wyszukiwanie informacji o prowadzeniu gospodarstwa, ale to ta znacznie mniej ciekawa część fabuły. Przeżycie sprowadza się więc do opisów czynności czysto rolniczej natury. Ciekawiej robi się później, kiedy dom Anny i Teresy zapełnia się nowymi mieszkańcami. Część z nich to właśnie dzicy, stanowiący sami w sobie zagrożenie, ale Anna stara się ich na nowo ucywilizować. Jest jednak nieraz brutalnie, ponieważ popędy kierujące dzikimi sprawiają, że częściej zamiast mózgiem, myślą raczej… inną częścią ciała.
Źródło: W.A.B.
Wszystko się stało składa się z trzech części – początek oraz środek to zapis dziennika Anny, opisującej trudne początki wiejskiego życia. Ostatnia część to już narracja trzecioosobowa, opisująca dalsze konsekwencje TEGO. Co jakiś czas pojawiają się też krótkie fragmenty sprzed katastrofy, przedstawiające zwyczajne życie Anny i Teresy. Jeżeli zwrócić uwagę na to, co w tej powieści najbardziej nie gra, to są to często mało roztropne zachowania bohaterów, sama kompozycja powieści oraz jej język. Anna robi wszystko, aby przetrwać, ale chwilami czytelnik wątpi w jej inteligencję. Sprawny samochód długo stoi, zanim bohaterka zdecyduje się gdziekolwiek nim pojechać, choćby po to, żeby przeszukać opuszczone domy czy sklepy w mieście. Zamiast tego woli drewniany wózek. Kompozycja powieści zaczyna doskwierać dopiero na samym końcu, kiedy Anna dowiaduje się masy faktów o wszystkim, co dzieje się dookoła niej. Ta część powieści jest najkrótsza, po czym zresztą nagle się urywa i już, koniec – właśnie kiedy zaczynało robić się interesująco. Z kolei język bohaterów niekoniecznie współgra z ich osobowością czy raczej wykształceniem. Teresa, jak informuje czytelnika Anna, jest wziętą prawniczką, która pracowała w wielkiej korporacji i zrobiła naprawdę dużą karierę, ale cóż z tego, kiedy wypowiada się ona… bardzo wiejsko. Składnia aż boli. Z kolei wypowiedzi pewnego młodego człowieka są do tego stopnia przesycone slangiem i przekleństwami, że wydają się wręcz nienaturalne. Autorka niezaprzeczalnie potrafi używać języka polskiego – powieść czyta się generalnie dobrze – brakuje tylko doszlifowania całości. ‌Wszystko się stało mogło być naprawdę ciekawą powieścią, ale są momenty, kiedy znużony czytelnik odkłada ją na półkę, aby po jakimś czasie do niej wrócić. Sam koncept świata przedstawionego jest bardzo ciekawy, ale to jednak za mało, skoro książka nie do końca wciąga czytelnika w swój świat.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj