Gdy w 2020 na HBO debiutował pierwszy sezon Wychowane przez wilki, napisałem, że jest on skierowany do najbardziej hardcorowych fanów science fiction z bardzo wysokim progiem wejścia - i wciąż podtrzymuję tę opinię. To nie jest ława historia. Ma mnóstwo odwołań do klasycznych dzieł science fiction i wierzeń z całego świata. Można się w tym wszystkim pogubić. Niemniej Scott, który wrócił do telewizji po ponad 50 latach, wysoko zawiesił poprzeczkę tym, którym powierzył kontynuowanie tej opowieści. W pierwszym sezonie mieliśmy do czynienia z Matką (Amanda Collin) i Ojcem (Abubakar Salim), którzy na nowej planecie Kepler-22b mieli wykonać misję - wychować rodzinę zgodnie z protokołem. Niestety, androidy to nie ludzie, nie mają zakodowanego instynktu wychowawczego, więc uczyli się na swoich błędach. To zawęziło grupę powierzonych im dzieci do jednego – Campiona (Winta McGrath). Jednak ten problem został szybko rozwiązany, gdy Matka weszła w konflikt z Zakonem Słońca i „uprowadziła” spod ich opieki kolejną grupkę dzieci, którą chce wychować w duchu ateizmu. I choć ten plan też mocno się komplikuje, to naszym bohaterom udaje się zażegnać największe zagrożenie. Przynajmniej tak im się wydaje. Pierwszy sezon rozgrywał się na odludziu. Teraz akcja przenosi się do większej aglomeracji. Bohaterowie muszą odnaleźć się jako część kolonii ateistów, co teoretycznie powinno być ułatwieniem do wykonania ich misji. Jednak scenarzysta Aaron Guzikowski postanowił pokazać, że ateiści wcale nie różnią od wierzącego Zakonu Słońca. Otóż nowi sprzymierzeńcy naszych protagonistów poddają się sztucznej inteligencji, która w imię większego dobra dyktuje im, co mają robić, jaką pracę danego dnia wykonać ku chwale całej społeczności. Bożek zostaje zastąpiony robotem. Guzikowski świetnie uchwycił ludzką skłonność do oddawania swojego losu w ręce innych, by tylko samemu nie podejmować trudnych decyzji. Nie czuje się wówczas ciężaru odpowiedzialności za swoich najbliższych czy nawet całą kolonię. Nowa sytuacja jest różnie odbierana przez naszych bohaterów. Po pierwsze od wydarzeń z finału sezonu upłynęło sześć miesięcy. Matka nie za bardzo umie się odnaleźć w nowym środowisku. I to nie dlatego, że wcześniej to ona decydowała o tym, co się dzieje w domu, a teraz musi wykonywać polecenia kogoś innego. Chodzi bardziej o uczucie podwójnej straty. Po pierwsze dziecko, które w sobie nosiła, okazało się wężowym stworem, który po porodzie odfrunął w nieznanym kierunku. Po drugie straciła oczy będące źródłem siły. Stała się bezbronna, przez to czuje się mniej wartościowa. Ojciec natomiast jest zadowolony bardziej niż zwykle. To android zadaniowy. Lubi, gdy wszystko jest poukładane i przejrzyste. Rutyna to jego chleb powszedni, dlatego szybko się odnajduje w nowej kolonii. Drugi sezon Wychowane przez wilki znów czerpie garściami z Biblii. Nieopodal kolonii znajduje się wielkie drzewo, w którego koronie chłopcy znajdują jedzenie. Jest to oczywiste nawiązanie do rajskiej jabłoni. Tak jak w Piśmie Świętym, tak i tu kręci się przy nim wielki wąż. Twórcy jednak nie odkrywają przed nami wszystkich kart, więc nie wiemy, jaki jest cel tego stwora. Mamy też nowych bohaterów, którzy podobnie jak Matka i Ojciec starają się rozpocząć życie na nowo. Poznajemy Reyka’s (Kim Engelbrecht), która na pierwszy rzut oka jest lustrzanym odbiciem Matki, jeśli chodzi o zachowanie. Wychowuje bowiem córkę, która jest androidem. Gdy je spotykamy, są więźniarkami zmuszonymi do prac karnych. Na plecach mają zamontowane ładunki wybuchowe, które zostaną zdetonowane przy próbie ucieczki.
foto. HBO Max
W pierwszych dwóch odcinkach najmniej widoczny jest Caleb (Travis Fimmel), który cały czas twierdzi, że rozmawia z Bogiem Słońca. Nie jestem w stanie odgadnąć, jaki jest jego udział w całej tej historii. Czy jest tylko obłąkanym żołnierzem przekonanym o tym, że jest prorokiem? A może kryje się za tym coś więcej? Na razie jego wątek został mocno zepchnięty na trzeci plan. Wizualnie serial bardzo się rozwinął. Z otwartych pustynnych lokalizacji przenosimy się do czegoś na kształt powstającego na naszych oczach miasta. Jest więcej ludzi. Różnorodna architektura. Świat zaczyna się rozrastać. Pojawia się więcej drugo- i trzecioplanowych bohaterów. Planeta zaczyna żyć. Kolonizacja postępuje, co twórcy postanowili nam dobitnie pokazać, nie bawiąc się w jakieś wizualne sztuczki czy półśrodki. Twórcy po pierwszym sezonie Wychowane przez wilki dobrze wiedzą, kto jest ich widzem i czego od nich wymaga. Dlatego kontynuują obraną wcześniej drogę. Nie kombinują i nie zmiękczają swojego przekazu, by powiększyć grupę odbiorców. Jeśli pierwszy sezon  nie przypadł wam do gustu, to drugi tego też nie zrobi. Jest to wciąż science fiction skierowane do tych najbardziej hardcorowych fanów. Nie jest to łatwa produkcja, ale potrafi zachwycić. Zastanawiam się, do czego ta historia prowadzi. Coś czuję, że Aaron zbyt szybko nam tego nie wyjawi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj