XO, Kitty to nowy serial Netflixa z uniwersum Do wszystkich chłopców, których kochałam. Po raz kolejny śledzimy historię miłosną jednej z sióstr Covey – tym razem nie jest to Lara Jean, a Kitty. Dziewczyna postanowiła przenieść się do prestiżowego koreańskiego liceum, w którym uczy się jej chłopak. Do tej pory był to związek na odległość, więc nastolatce zależy na tym, by wreszcie być blisko ukochanego. Jednak nie tylko o to chodzi. W tej szkole uczyła się też jej matka, którą Kitty nigdy nie miała okazji poznać.
W serialu mamy więc dwa ważne wątki. Jeden dotyczy miłosnych perypetii Kitty, a drugi jej skomplikowanej relacji ze zmarłą matką. Oba jednak właściwie sprowadzają się do tego samego, czyli dorastania i poszukiwania siebie. Produkcje XO, Kitty i Do wszystkich chłopców, których kochałam nie są takie same – różnią się tak samo jak Kitty i Lara Jean. Starsza siostra była wielką romantyczką i właśnie w ten sposób była prowadzona jej historia, a chaotyczna Kitty wylądowała w samym środku wielkiej burzy hormonów. Szybko staje się jasne, że serial nie opowiada o znalezieniu miłości przez główną bohaterkę, tylko o skomplikowanych uczuciach, które przeżywa po raz pierwszy. Tak naprawdę ważna jest tu sama podróż, a nie jej cel. Liczą się doświadczenia, które dziewczyna zbiera po drodze, a nie to, z jakim chłopcem skończy.
XO, Kitty bardzo przypomina mi Insatiable: oba seriale są nieprzewidywalne i przewrotne, co w tych czasach jest rzadkością. Nawet trailer naprowadził mnie na pewien trop, który szybko okazał się błędny. Zapowiedź miała jedynie zaintrygować widza, ale twórcy już w 1. odcinku zagrali nam na nosie. To ogromny powiew świeżego powietrza, a nawet tornado – biorąc pod uwagę fakt, że współczesne zwiastuny lubią zdradzać całą fabułę, a czasem nawet zakończenie, co zabija jakikolwiek suspens. Właściwie nie wiedziałam, co mnie czeka. To nie był klasyczny trójkąt miłosny, tak jak myślałam. I to jedna z najmocniejszych stron serialu. Nawet w ostatnim odcinku, gdy byłam pewna, że niektóre rzeczy ujdą głównej bohaterce na sucho, jak to bywa w pięknym uniwersum młodzieżówek, twórcom udało się mnie zaskoczyć.
XO, Kitty i Do wszystkich chłopców mają coś wspólnego z Domem Toretto z Szybkich i wściekłych – wyjątkowy stosunek do rodziny. Uwielbiam to, w jaki sposób bohaterom na sobie zależy. Ojciec głównej bohaterki dba przede wszystkim o to, by córka była bezpieczna i szczęśliwa, a nie o jej wyniki z egzaminów. Kitty nie traktuje swojej macochy jak wroga, tak jak Elle w Kissing Booth 3, tylko cieszy się z tego, że jej tata znów jest szczęśliwy. Nawet postacie, które się nie lubią, odnoszą się do siebie z szacunkiem. Kitty nie czuje potrzeby upokarzania nowej dziewczyny swojego byłego, bo mimo wszystko jest dobrą osobą, która nie zamierza zniżyć się do krytykowania czyjegoś wyglądu. Tak łatwo jest tu kibicować wszystkim bohaterom, nawet jeśli mają sprzeczne interesy, dzięki czemu serial niesamowicie wciąga. Żałuję jedynie, że nie poświęcono więcej czasu na rozmowy esemesowe Kitty z siostrami, bo bardzo brakowało mi ich wyjątkowej relacji.
Duża część serialu jest w języku koreańskim, w tle leci mnóstwo k-popowych piosenek, a wiele scen zrobiono tak, by przypominały kultowe sceny z k-dram. Widać, że nie potraktowano wątku pochodzenia Kitty powierzchownie, bo cała produkcja jest przesiąknięta różnymi elementami z koreańskiej popkultury. To tylko jeden przykład tego, że projekt powstał z pasji. XO, Kitty to nie tylko serial dla fanów Hallyu. Powiedziałabym, że to produkcja dla każdego, kto lubi przemyślany chaos i ma poczucie humoru. Dawno nie obejrzałam całego serialu w jeden dzień. Zdecydowanie 9/10 – chociażby za samą oryginalność.