W najnowszym odcinku Better Call Saul na pewno rzucał się w oczy jego komediowy charakter. Jimmy robił wszystko, aby opóźnić budowę, a zarazem zapobiec eksmisji Ackera przy współpracy z Kim. Nie można odmówić Saulowi pomysłowości w znajdowaniu kolejnych powodów do przekładania prac budowlanych. Zły adres czy wykopaliska archeologiczne to był tylko początek tych zabawnych pretekstów zatrzymujących robotników. Z kolei inspiracji wysypywania lekko napromieniowanych drobin na obszar przed domem zapewne powinniśmy szukać w Skazanych na Shawshank. Jednak wszystko przebił wizerunek Jezusa na ścianie domu, co było prześmieszne. Do tego scena, gdy Kim wcielała się w Kevina, a Jimmy mniej imponująco w Kim, także bawiła. Zresztą nie tylko Saul dostarczał powodów do uśmiechu, bo również w wątku Mike’a ich nie zabrakło. Choćby wtedy, gdy konstruował ładowarkę do telefonu, a gospodyni zaskoczyła go własną. Co ciekawe, luźną atmosferę wydarzeń trwających pół odcinka oglądało się z przyjemnością i frajdą. Taka odmiana raz na jakiś czas jest jak najbardziej wskazana. Natomiast Better Call Saul to wciąż przede wszystkim dramat, w której wesołe momenty nie przykryją całkowicie jego prawdziwego oblicza. Najbardziej widać to w wątku Kim, która schodzi na złą drogę przez swoją upartość. Choć cel ma wzniosły, bo chce, aby Acker wyszedł z całej sytuacji obronną ręką, to jej działania są dyskusyjne, a nawet nieetyczne. Zaczyna posuwać się za daleko. Zupełnie, jakbyśmy widzieli Jimmy’ego z pierwszych sezonów, tylko że role się odwróciły. Teraz McGill stał się jej kompasem moralnym, ale jest w tym mało skuteczny głównie z powodu uczuć do Kim. Ta historia staje się z każdym odcinkiem ciekawsza, a zachowanie bohaterki niepokoi. W rezultacie ta postać zaczyna przykuwać coraz większą uwagę. To cieszy, ponieważ przez długi czas w Better Call Saul była w cieniu Saula, a także Chucka i Howarda, a teraz, jako bohaterka niepochodząca z Breaking Bad, ma szansę się w końcu wykazać.
fot. materiały prasowe
Warto również docenić Rheę Seehorn, która w tym odcinku zagrała znakomicie. Impresja Kevina robiła wrażenie, a jednocześnie też bawiła. Jeszcze bardziej popisała się w prowokacyjnej kłótni z Richardem. Jej bohaterka pokazała dużą siłę charakteru, mimo że Schweikart ją przejrzał. Jej charyzmatyczna gra aktorska jest równie doskonała, co jej idealnie zakręcony kucyk. A pewnie jeszcze nie pokazała wszystkiego, na co ją stać. W piątym sezonie twórcy starają się wplatać w fabułę jak najwięcej akcentów, które kojarzą się z Breaking Bad. W najnowszym odcinku również nie zabrakło nawiązań do tego serialu. Znowu do Better Call Saul powrócił doktor Barry Goodman, który okazał się tym, który uratował życie Mike’owi. Nie zaskakiwało to tak, jak miejsce, w którym znalazł się Ehrmantraut, które zostało zbudowane ku pamięci Maxa, zabitego partnera Gusa. Dzięki temu wątek Mike’a nabrał blasku, bo z początku zapowiadał się raczej nudno i mizernie. W rezultacie dowiedzieliśmy się, co połączyło go z Fringiem. Może nic rewolucyjnego pod względem fabuły nie odkryliśmy, ale lepsze to, niż robótki stolarskie Mike’a jako forma terapii. Dedicado a Max to kolejny odcinek stojący na wysokim poziomie. Nie zabrakło w nim komediowych momentów. Na szczęście twórców nie poniosła fantazja i nie przesadzają w zbyt dużej liczbie odniesień do Breaking Bad. Choć powrót doktora Barry’ego może trochę temu przeczyć, to dla równowagi pojawił się również Steven Ogg jako Pan X, którego nie widzieliśmy od pierwszego sezonu. Nowy epizod Better Call Saul pozostał wierny swojemu stylowi i historii, która wciąż rozwija się powoli, ale coraz konkretniej. Na tyle można wyczuć, że zmierza w niepokojącym kierunku, że nie potrzeba rozwiewać wątpliwości, jak pan policjant. Wystarczy poczekać na kolejny nowy odcinek!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj