Dziewiąty odcinek Better Call Saul dość wyraźnie ukazał, że cała historia kręci się wokół pieniędzy. Ale każdy z bohaterów potrzebuje ich z innego powodu. Jedni chcą przetrwać kryzys finansowy, a inni zapewnić dostatek rodzinie lub dla władzy czy rewanżu. Jednak to Jimmy przekracza kolejne granice w swojej samolubnej i buntowniczej postawie, czego mogliśmy się spodziewać, ale wciąż niełatwo zaakceptować tę zmianę. Wykorzystując swój spryt i zmysł manipulacji, przyćmił pozostałe postacie, sprawiając, że ich wątki aż tak nie ciekawiły, jak poczynania głównego bohatera. Albo raczej antybohatera. Nie można zaprzeczyć, że Saul próbuje polubownie osiągać swoje cele, a konkretnie rozwiązywać własne problemy finansowe, szukając okazji zarobku. Ale z każdym odcinkiem oglądamy, jak posuwa się o krok dalej i robi to w coraz bardziej niegodziwy sposób. Trzeba przyznać, że jego misterny plan, w którym zatroszczył się o każdy szczegół, był naprawdę przebiegły. Przebranie czy przygotowanie kul do gry w bingo z początku rozweselały, bo Jimmy w dresie wyglądał po prostu zabawnie. Ale gdy pojmowaliśmy do czego to wszystko prowadzi, to śmiech wiązł w gardle. Widok starszej pani, która straciła przyjaciółki poruszał i wzbudzał współczucie. To, co zrobił Saul było złe i okrutne, szczególnie mając w świadomości, że zmanipulował ją, udając przyjaciela, tylko dla własnego zysku. Twórcy zapewnili nam karuzelę emocjonalną w związku z tym wątkiem, gdzie niepotrzebna była szybka akcja czy budowanie napięcia. Wystarczyło, aby główna postać postąpiła niemoralnie względem drugiego człowieka, a w tym wypadku naiwnej i bezbronnej starszej osoby. Dokładając do tego wszystkiego jego szampański humor po tym „sukcesie”, gdzie nie dostrzegał, że Kim pali się grunt pod nogami, wywoływało to masę mieszanych uczuć, ale o to właśnie chodziło. Jak zwykle twórcom wyszło to znakomicie. Postępowanie Jimmy’ego bardzo szybko przejrzał Howard, który nawet nazwał go Gollumem. Zabrzmiało to zabawnie, ale do śmiechu mu nie było, kiedy Chuck wystosował pozew przeciwko firmie, który ją zniszczy. Choć ten wątek akurat lekko przynudzał, to daje dużo do myślenia, do czego doprowadziły wcześniejsze nieprzemyślane decyzje Jimmy’ego. Nie chodzi tylko o sam proces, który też zburzył zaufanie Howarda do starszego McGilla, ale również działania, które zaszkodziły kancelarii, a teraz nawet jej założyciel odwraca się do niej plecami. Dopiero teraz docenia się pierwsze sezony, kiedy niby nic wielkiego się w nich nie działo, ale konsekwencje obecnie ujawniają się wręcz lawinowo. Od kilku odcinków oglądaliśmy, jak Kim popada w pracoholizm, biorąc na swoje barki coraz więcej pracy oraz obowiązków, co w końcu doprowadziło ją do wypadku samochodowego. W wielu serialach widzieliśmy już podobne sceny, nawet bardziej widowiskowe, więc łatwo można było przeczuć, co nastąpi. Ale i tak zaskakiwały i napawały strachem o los bohaterki. Nic poważnego się jej nie stało, ale już można tworzyć teorie, jak to się odbije na jej karierze. Wcześniej też widzieliśmy, jak udało jej się samej wydostać auto z piasku, co o mało nie doprowadziło do katastrofy. To zdarzenie było takim metaforycznym znakiem ostrzegawczym dla niej, że musi uważać na to, co robi. Twórcy jak zwykle świetnie spisali się pod tym względem. Tym razem Mike nie odegrał żadnej istotnej roli w odcinku. Pojawił się tylko na początku epizodu, uzgadniając warunki prania jego pieniędzy z Lydią. Miło było ją ponownie zobaczyć, ponieważ wydawało się, że skończy się tylko na jej jednym cameo, aby dać trochę radości fanom Breaking Bad. A tutaj jej słowa o Fringu zabrzmiały niepokojąco i groźnie, a wypełnienie przez Mike’a dokumentacji urosło do rangi zawarcia paktu z diabłem. Sam Gus pojawił się na ekranie w towarzystwie Hectora, lecz w tym wypadku czekaliśmy z zapartym tchem, czy to będzie ten moment, w którym podmienione tabletki przyniosą oczekiwany efekt. Tak się nie stało, ale w sumie dobrze, ponieważ to wydarzenie jest przełomowe dla całej historii i tylko przyćmiłoby poczynania Saula, które oglądało się z dużą ciekawością. Ten odcinek należał do niego, a nie do porachunków na linii Gus–Hector. Najnowszy epizod to kolejny popis scenarzystów, którzy kapitalnie panują nad przebiegiem wydarzeń i sposobem opowiadania fabuły w Better Call Saul. Postacie się zmieniają, a każda decyzja niesie za sobą konsekwencje. Trochę przeraża, jak bardzo Jimmy stał się bezwzględny w swoich działaniach, idąc po trupach do celu. Co prawda do tej pory nikt nie stracił życia, ale wydaje się to kwestią czasu. Ten proces fascynuje i wzbudza wielkie zainteresowanie, jak historia potoczy się dalej. Pozostał już tylko finał sezonu, więc możemy zacierać ręce na kolejny znakomity odcinek.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj