Na nieszczęście czytelników wielu z nich nie będzie miało szans dotrzeć do końca powieści, jest to bowiem praca żmudna i niewdzięczna. J. D. Robb to pseudonim artystyczny Nory Roberts, poczytnej autorki romansów. Niestety przyzwyczajenie do charakterystycznych romansom opisów przebija się też do innych jej dzieł, za nic mając sobie zmianę nazwiska na okładce. Mamy więc średniej jakości kryminał z wklejonymi nieco na siłę uczuciowymi oraz fizycznymi doznaniami na poziomie kiepskiej opery mydlanej. Oczywiście nic zdrożnego w tym, że seks pojawia się w książce nawet w sporej ilości, jednak tutaj jego opisy pasują raczej do pierwszej specjalności pani Roberts. Bliskość i ciepło okraszone nutką pożądania oraz infantylnie opisanego uczucia, które w teorii urozmaicić mają fabułę, po prostu nużą. By nie spowalniać jej i tak raczej powolnego biegu, lepiej czasem przerzucić kilka kartek opisujących po raz kolejny odczucia Evy, gdy spotyka się z mężem. Zwłaszcza że każde intymne spotkanie opisane jest niemal tak samo.

No właśnie, pani porucznik. Charakterna, silna kobieta sukcesu, która bardzo dba o swoją pracę, bowiem przez nią czuje się wolna! Ideał po prostu! Co prawda uważa, że ma problemy z wyrażaniem uczuć i szorstkością, jednak nie widać tego zupełnie, chyba że przez okazywanie dziecinnego uporu. Czasem, przez kilka, może kilkanaście stron, pani porucznik robi się całkiem znośna (podziela moją fobię do robienia zakupów), potem jednak znów zaczyna być krnąbrną dziewczyną, która skrycie potrzebuje silnej ręki. Fakt, że silna ręka należy do krezusa o nienagannym ciele, manierach oraz inteligencji, z pewnością ma znaczenie. Pieniądze i władza to przecież doskonały afrodyzjak.

Mamy więc małżeństwo współcześnie idealne, co zaś z resztą bohaterów? Też jest niezbyt dobrze. Dalia Peabody, asystentka uroczej pani porucznik, w teorii zwykła młoda dziewczyna, wedle opisów jest po prostu nimfomanką. Nie potrafi opanować myśli oraz słów na widok niemalże żadnego spotkanego mężczyzny, przez co strofowana jest ciągle przez swoją szefową słowami podobnymi do "trzymaj swoje hormony na wodzy". Co jednak dziewczyna może poradzić w idealnym świecie, gdzie po prostu nie ma zwykłych ludzi (nie, naprawdę nie ma - poza jednym opisem, wszyscy są piękni, idealnie wyrzeźbieni, zakolczykowani i ubrani w obcisłe ciuchy). Ponadto niemal wszyscy męscy bohaterowie są zniewieścieli (prócz starego mentora głównej bohaterki, wypełniającego zapotrzebowanie na swoisty archetyp ojca, oraz oczywiście męża, ucieleśnienie męskości).

Odrzucając nudzące części, możemy przyjrzeć się samej fabule, ona jednak też nie wypada najlepiej. Morderca nie zaskakuje tożsamością, a jego metoda dostawania się do ofiary... cóż, jest dość grubymi nićmi szyta. Brakuje też częstego w kryminałach przedstawiania kilku podejrzanych, takich, na których czytelnik może obstawiać, brakuje lekkiego dreszczyku strachu i emocji. Podsumowując: czytanie siódmej części serii o Evie Dallas było stratą czasu, na pewno nie sięgnę po kolejną. Intryga w najlepszy wypadku średnia, postaci płytkie i bezbarwnie seksowne, o wątku miłosnym lepiej się nie wypowiadać. Choć Nora Roberts z pewnością ma talent do romansów, do literatury sensacyjnej niestety nie. Czego się nie dotknie - i tak wychodzi romans, choć tym razem z morderstwem w tle.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj