Zaginiony symbol jest serialem opartym na książce Dana Browna, który opowiada jedną większą historię. Pierwszy odcinek nie sugeruje tutaj na siłę wprowadzania konwencji procedurala (sprawy rozpisane na jeden odcinek), a raczej skupienie się na adaptowaniu fabuły znanej z powieści. Wbrew pozorom nie było to tak oczywiste, bo nie raz amerykańscy producenci na siłę zmieniali i wydłużali seriale, by dłużej mogły być na ekranach. Serial wydaje się mieć wszystko to, czego od niego oczekujemy, znając twórczość pisarza czy inne ekranizacje. Mamy różne zagadki, szyfry i tajemnice, którymi bohater się zajmuje, stopniowo krok po kroku dochodząc do rozwiązań. Nie ma tutaj jednak żadnej nutki zaskoczenia czy jakiejś werwy. Wydaje się to banalne i za proste, co w kontekście ekranizacji Browna rzeczowo jest obecne w każdym filmie, ale tutaj jakoś bardziej jest to odczuwalne. Reżyser odcinka Dan Trachtenberg nie potrafi z tego wyciągnąć podobnej jakości, którą na solidnym poziomie pokazywał Ron Howard (wyższym w Kodzie da Vinci). Każdy aspekt jest przewidywalny, oczywisty i zwyczajny. To sprawia, że oglądaniu przygód Roberta Langdona towarzyszy takie specyficzne uczucie niedosytu i świadomość, że wszystko jest pospolite i przeciętne. A to ma wpływ na odbiór, bo nic tutaj nie porywa, nie wywołuje emocji ani nie dostarcza oczekiwanych wrażeń. Serialowy Zaginiony symbol ma też problem, którego nie da się obejść. Ashley Zukerman to nie Tom Hanks, a siłą rzeczy będziemy porównywać obu Langdonów, a tutaj małoekranowy nie wypada korzystnie. Teoretycznie wszystkie klocki są na swoim miejscu, jest wiarygodny w mówieniu o symbolach, ale brakuje mu zarazem większej energii. Wręcz ten Langdon zbyt często sprawia wrażenie nudziarza bez charyzmy niż postaci, która ma ciągnąć ten serial. Nie zrozumcie mnie źle, ten Robert Langdon jest zasadniczo w porządku, wzbudza sympatię, ale po takiej postaci można i trzeba oczekiwać więcej. Wydaje się, że na tym etapie serialu jego ekspozycja nie wystarczająco dobrze nakreśla jego charakter. Być może Zukerman złapie wiatr w żagle, ale na razie jest co najwyżej przeciętny.
fot. materiały prasowe
Mimo wszystko Zaginiony symbol wydaje się mieć wszelkie predyspozycje, by być solidnym rozrywkowym serialem. Wytatuowany czarny charakter wygląda w porządku i jakiejś charyzmy odmówić mu nie można. Tajemnica jest budowana solidnie, a na nudę narzekać nie można. Cały czas coś się dzieje. Jednocześnie twórcy za bardzo wymagają przymknięcia oka na różne naciągnięcia i głupotki. Trudno zawsze utrzymać zawieszenie niewiary – zwłaszcza że są w tym odcinku decyzje fabularne szyte grubymi nićmi. To będzie problem dla wielu widzów, bo nic ich nie przekona do tej historii. Zaginiony symbol nie jest serialem złym, ale do bólu przeciętnym w każdym aspekcie. Dobrze się ogląda ten odcinek i na nudę nie można narzekać, ale do dobrej rozrywki również dużo brakuje. Ma szansę się rozkręcić, ale płynie z tego jeden wniosek. Jeśli komuś nie podobały się filmowe ekranizacje książek Browna, serial adaptujący specyficzności fabularne pisarza również ich nie przekona.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj