Zagrywki mają fajny punkt wyjścia. W centrum fabuły znajduje się grupa przyjaciół – podstarzałych podrywaczy, którzy nie potrafią się ustatkować. W barach wciąż robią numery, by któryś z nich mógł poderwać kobietę lub mężczyznę na jedną noc. To dobry pomysł, by pokazać, jak ktoś, kto nie potrafi dorosnąć, przechodzi metamorfozę – zakochuje się i tworzy poważny związek. Szkoda tylko, że coś, co na papierze idealnie pasuje do dobrej komedii romantycznej, na ekranie marnuje swój potencjał. Ze współczesnymi komediami romantycznymi jest coś nie tak. Nawet jeśli twórcy mają dobry pomysł, to realizują go po linii najmniejszego oporu. Zagrywki są tego najlepszym dowodem. To, co powinno bawić, dawać do myślenia czy wzruszać, staje się bardzo banalnym odtwarzaniem gatunkowych schematów. Weźmy za przykład związek Mack z Nickiem (Tom Ellis). Pomysł jest ciekawy – to związek oparty na kłamstwie, bo kobieta zachowała się nieuczciwie, by go poderwać. Jednak koniec tej relacji to dziecinada i pasmo absurdu. Niby twórcy starają się pokazać, że artykuł to tylko punkt zapalny, ale im to nie wychodzi. A za to bardzo pięknie pokazana jest niedojrzałość Mack oraz brak jakiejkolwiek komunikacji między partnerami. Jak mamy uwierzyć i kibicować postaci, skoro w takiej sytuacji to ona wypada źle? Nick w tym kluczowym momencie nie jest bez winy, bo mógł to rozegrać inaczej, ale to ona jakby doszukała się w całej sytuacji czegoś głębszego. Czegoś, czego twórcy filmu nie są w stanie dobrze zasygnalizować. Przez to wypada to sztucznie. Nie mam nic przeciwko schematyczności komedii romantycznych, gdy twórcy wiedzą, jaki jest ich cel. Weźmy za przykład netflixowe świąteczne tytuły, które mają urok, klimat, jakieś tam emocje i przede wszystkim nie udają czegoś, czym nie są. Te produkcje mają serce, więc schematyczność przestaje mieć znaczenie – po prostu staje się częścią tej niezobowiązującej rozrywki. W filmie Zagrywki to jest robione na opak, bez zrozumienia tematu. Jakby twórcy chcieli zrobić coś ambitniejszego, ale do końca nie wiedzieli jak. A najbardziej boli fakt, że od pierwszych scen doskonale wiemy, z kim Mack skończy. Twórcy komedii romantycznych z Hollywood nie mogą zaakceptować faktu, że bohaterka może mieć heteroseksualnego najlepszego przyjaciela. Wiadomo, że to on będzie tym jedynym. Najgorsza w tym jest jednak kulminacja, gdy Mack wyznaje uczucia. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale nic tutaj nie działa. Powinno być wzruszenie, jest obojętność i zdziwienie, bo od razu po pocałunku mamy napisy końcowe. Twórcy chyba nie wiedzą, jak finalizować historię w sposób zgodny z rzemiosłem filmowym. Nie wspomnę nawet o satysfakcji czy emocjach dla widza. Dobrze jest obserwować działania grupy przyjaciół, między którymi jest dobra chemia. Postacie są płytkie, nijakie i nieciekawe, ale dobrze ze sobą współgrają – wypadają naturalnie. Stają się zaletą produkcji, chociaż widzimy ich wyłącznie w pracy lub na podrywie (jakby ktoś zapomniał, że bohaterowie powinni robić też coś zwyczajnego). Szczególnie dobrze wypadają razem Gina Rodriguez oraz Damon Wayans Jr. Zagrywki to lekkie rozczarowanie, bo pomysł i obsada zapowiadały komedię romantyczną na poziomie. To produkcja, którą zapomnicie od razu po seansie. A przecież klasyki gatunku z lat 90. i początku 2000 pamiętamy do dziś. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj