Sezon szósty serialu AMC skupił się w głównej mierze na eksploracji spirali samozniszczenia, w której ugrzązł Don Draper. Bardziej niż jakakolwiek poprzednia seria rozwinął on postać protagonisty i zarazem pełnił funkcję znakomitego preludium do odsłony finałowej. Niemal wszystkie pozostałe linie fabularne poruszone w zeszłym roku miały ścisły związek z Donem, a ten na przestrzeni kilku miesięcy zdołał spalić za sobą całkiem sporą liczbę mostów. Zaowocowało to tym, że większość postaci (w szczególności te kobiece) zrozumiało, iż istnieje życie bez Drapera. Co więcej, może ono być o wiele lepsze niż dotychczas. I tak oto otrzymujemy obraz siódmego sezonu. Każdy rozpoczyna świeży rozdział – rozproszeni na dwóch krańcach Stanów Zjednoczonych bohaterowie próbują znaleźć swoje miejsce, zaadaptować się do nowych realiów, podejmować ryzyko i pozbyć się uczucia niepewności oraz zagubienia. Jednak jeszcze długa droga przed nimi.
Premiera rozgrywa się w dwóch strefach czasowych: w Nowym Jorku i w Los Angeles. To dwa zupełnie różne światy. Na ponurym i mroźnym Manhattanie obserwujemy losy postaci poważnych, ambitnych i pod presją. W słonecznym Mieście Aniołów mamy opalonych i wyluzowanych bohaterów (tak szczęśliwego i pogodnego Pete’a nie widzieliśmy chyba nigdy) korzystających ze zmiany otoczenia. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim zawieszony jest Don, który wciąż szuka podłoża, od którego mógłby się odbić i rozpocząć odbudowę wraku, jakim jest jego życie osobiste. W odcinku nie pojawia się co prawda Sally, a to chyba właśnie na jej akceptacji i miłości powinno zależeć Draperowi najbardziej. Obserwujemy natomiast dogorywający związek Dona z Megan, odnoszącą coraz większe sukcesy w telewizji. To, czego mogliśmy się domyślać po zeszłorocznym finale, tutaj się potwierdza. Odległość geograficzna dzieląca małżonków na co dzień jest niczym w porównaniu z przepaścią emocjonalną. To już nie ta słodka i zakochana para, którą znaliśmy, ale jej wypalona skorupa. Megan jest w LA szczęśliwsza bez Dona i zapewne niedługo oboje zdadzą sobie z tego sprawę.
[video-browser playlist="633963" suggest=""]W Nowym Jorku chaos ogarnął agencję, która zdecydowała się na rozbudowę i otwarcie nowej filii, nie będąc do tego przygotowaną – zarówno kadrowo, jak i strategicznie. Joan jest cichą bohaterką epizodu, próbującą wziąć sprawy w swoje ręce i skorzystać z wytworzonego zamieszania. Christina Hendricks musi w końcu dostać Emmy. Aktorsko dojrzała niesamowicie na planie Mad Men, a każda scena z nią to mała perełka. Tym razem "pozamiatał" ekspresowy kurs ekonomii i marketingu w jej wykonaniu. Oby szybko wspięła się na szczyt agencji, bo panuje tam teraz taki bałagan, że Joan wydaje się jedyną osobą mogącą nad tym wszystkim zapanować. Podjęte przez nią ryzyko pokazało jednak, że musi się jeszcze wiele nauczyć, a największą przeszkodą w jej zawodowym awansie są i będą nadal – oczywiście – mężczyźni.
Peggy jest w zupełnie odmiennej sytuacji, uwięziona w mylnym przekonaniu o własnej samodzielności. Don nauczył ją niemal wszystkiego o reklamie, zawsze jednak potrzebowała akceptacji swojego mentora. Gdy jego zabrakło, bohaterka była pewna siebie i z nadzieją patrzyła w przyszłość. Szybko jednak wróciła do starych nawyków. W czasie, gdy Joan robi, co może, by odseparować się od ciągłego wpływu płci przeciwnej, Peggy nieprzerwanie jest od niej uzależniona. Nie zmienia tego nawet to, jak skrzywdził ją Ted w poprzedniej serii. Choć trudno jej się do tego przyznać, Olson potrzebuje autorytetu, na którym będzie mogła polegać. Kimś takim był dla niej Don – i podświadomie jest jej go brak. To samo tyczy się Rogera, który eksperymentuje z urokami kontrkultury i przeistacza się powoli w hippisa z kwi i kości. On bez Drapera zatracił niemal całkowicie swoją tożsamość i bezskutecznie stara się na nowo ją odnaleźć.
Kluczowa dla tej premiery (a tym samym również całego sezonu) jest scena w samolocie pod koniec odcinka. Nieznajoma (świetny gościnny występ Neve Campbell) uświadomiła Donowi kilka rzeczy, w tym fakt, że wszystko nadal wisi w powietrzu i nic nie jest przesądzone. Ładnie spięło się to klamrą z pierwszym segmentem, czyli proponowaną kampanią reklamową dla marki zegarków: "Jesteś gotowy? Bo chcę, abyś się skupił. Coś się w tym miejscu zaczyna, a ty masz czas, żeby dowieść swojej wartości". Fakt, że autorem tych słów jest sam Don Draper, sprawia, iż można spoglądać z nadzieją na przyszłość głównego bohatera. Tyczą się one jednak wszystkich postaci. Każda ma coś do udowodnienia, a choćby ze względu na to ten sezon powinien sprostać oczekiwaniom i godnie zamknąć historię Mad Men.