Motywem przewodnim odcinka jest wiara w siebie, nad którą muszą pracować bohaterowie serialu. Nieciekawie to wygląda w retrospekcjach z Zaczarowanego Lasu, gdy Śnieżka chciała porzucić wszystko i się poddać. Książę ją oszukał, a ona odzyskała ducha, ostatecznie wygrywając walkę o władzę. Sceny bardzo mdłe, nijakie, momentami nudne i przesłodzone. Użyłbym nawet określenia, że są bardzo w stylu drugiego sezonu, gdzie scenarzyści zbyt często przekraczali granicę przygodowej baśni i wchodzili na tereny infantylnej papki.
Nadal nie mogę uwierzyć, jak twórcy Dawno, dawno temu zniszczyli postacie Śnieżki i księcia z bajki, który zachowuje się strasznie głupio i bezmyślnie. Czasami odnoszę wrażenie, że te postacie potrafią tylko mówić o uczuciach w sposób pusty i pozbawiony emocji. Problem w tym, że w pierwszym sezonie byli to bohaterowie, których uczuciu chciało się kibicować, a teraz wyglądają jak schematyczne karykatury, które najlepiej byłoby wyciąć ze scenariusza.
[video-browser playlist="634629" suggest=""]
Wydarzenia w Nibylandii to najciekawszy aspekt odcinka; prezentują nam coś świeżego, emocjonującego i wciągającego. Gierki demonicznego Piotrusia Pana mogą się podobać, aczkolwiek to dynamika grupy bohaterów odgrywa tutaj znaczącą rolę (zwłaszcza relacja Hak-książę, którzy zawsze stali po przeciwnych stronach barykady). Sama Regina wydaje się dobrze wpasowywać w nową sytuację, a jedynie siła grupy nie pozwala jej działać zgodnie z instynktem. Szkoda, że wszelkie sceny akcji są zrealizowane bez pomysłu i emocji. Gdzie to poczucie przygody? Bardziej cieszyły chyba pojedynki w Herkulesie z lat 90. Dobrze, że twórcy nadrabiają emocjami w odkrywaniu przez Emmy, kim naprawdę powinna być. Lepiej na tym tle prezentuje się wewnętrzny dylemat Rumpela. Podły Piotruś pomysłowo prowadzi wojnę psychologiczną, próbując zniszczyć najpotężniejszego przeciwnika. Te sceny błyszczą dzięki Carlyle'owi, którego charyzma i wyrazistość podnoszą jakość serialu.
Once Upon a Time powinno zapewniać wielką, emocjonującą przygodę z nutką baśni, tak jak w pierwszym sezonie, ale przez to, że scenarzyści notorycznie przekraczają granicę dobrego smaku, pogrążają swoje wysiłki i marnują niezłe pomysły. Szkoda, bo pierwszy odcinek obiecywał powrót do formy.