Serial zaczyna się jak rasowy kryminał. Mamy główną bohaterkę, która jest zabierana przez medyków do szpitala. Słyszymy strzały, widzimy pistolet i... nagle cofamy się o pół roku. Oto Sara, pani fotograf, która dusi się w swoim małżeństwie. Ma kochanego synka, wspaniałego męża, ale jest smutna. Okazuje się, że mąż jest karierowiczem, pracuje w biurze prokuratora generalnego i ma zapędy polityczne. Szansę może mu dać kilka wygranych spraw. Przy tym wszystkim zapomina o rodzinie, zaniedbując przede wszystkim żonę. Na wystawie swoich fotografii Sara poznaje tajemniczego Jacka - szarmanckiego, skrytego mężczyznę. Po krótkiej rozmowie każdy widz zaczyna się domyślać, że tę dwójkę połączy uczucie.

Jak się później wyjaśnia, Jack McAllister również ma dzieci, żonę, a dodatkowo pracuje w firmie swojego teścia. Oficjalnie jest pełnomocnikiem jednego z najpotężniejszych ludzi w mieście, zaś nieoficjalnie - specem od brudnej roboty (kimś w stylu Nico z Necessary Roughness). Załatwia wszystkie kontakty, tuszuje niektóre brudne sprawki i ogólnie zajmuje się tym, żeby rodzina mogła spokojnie funkcjonować. A teść McAlllistera ma sporo grzeszków na sumieniu. 

Poznając wątek Thatchera Karstena i jego, szybko dowiadujemy się, że wątek polityczny będzie równie ważny co zbliżający się romans. Szczególnie że ginie brat Karstena (o co od początku podejrzany jest syn TJ), a całą sprawą zajmuje się mąż Sary, wierzący, że tak głośna sprawa pozwoli mu wypłynąć dalej w jego politycznych ambicjach. 

Tymczasem po kilku przypadkowych spotkaniach i paru rozmowach Jack oraz Sara zaczynają romans. I wtedy wszystko się sypie.

[video-browser playlist="634783" suggest=""]

Wierzę w przypadkowe spotkania. Wierzę też, że czasami ktoś tak nam się podoba, że mamy ochotę wylądować z tą osobą w łóżku. Nie wierzę natomiast w związek Jacka i Sary. Choć Stuart Townsend ma w sobie coś niepokojącego i jest przystojny, to między nim a Hannah Ware nie ma żadnej chemii. Patrząc na nich, widzimy dwójkę aktorów odgrywających swoje role i wypowiadających nie najlepiej rozpisane kwestie. Zamiast iskrzenia, między nimi powstaje bariera, która aż nadto wyraźnie oddziela fikcję od rzeczywistości. Oboje próbują robić co mogą, ale albo są źle prowadzeni, albo źle dobrani. Jack robi tęskne miny, mało mówi, patrzy nieobecnym wzrokiem, natomiast Sara zatraca się w tym wszystkim, choć po jej zachowaniu trudno w to uwierzyć. 

I taki jest cały pierwszy odcinek. Nudny, przewidywalny i nie do końca autentyczny. Dialogi rażą sztucznością i teatralnością, a fabuła tak naprawdę o niczym nie mówi. Związek dwojga ludzi, w którym jeden jest ścigany przez męża kochanki, do tego trochę Szekspira, nieco political fiction i jakaś zagadka kryminalna w tle. Na szczęście historia przewidziana jest na zamkniętą całość i jeden sezon; oby tak pozostało. Sytuację ratuje tylko jedna osoba - James Cromwell jako Thatcher Karsten jest niesamowity. Ma zimne, wyrachowane spojrzenie, głos nieznoszący sprzeciwu i odpowiednią postawę. Cromwell to znakomity aktor, stąd i jego kreacja jest najlepszą z całej produkcji. 

Podsumowując - Betrayal po pierwszym odcinku raczej nie zachęca do dalszego oglądania. Już na pierwszy rzut oka można przypuszczać, że Sarę postrzelił albo ktoś z Karstenów, albo i mąż. Nie spodziewam się zaskakujących zwrotów akcji, a i romans jest tutaj mało wiarygodny. Ot, serial do obejrzenia i zapomnienia, że w ogóle istniał. Zobaczymy, jak się rozwinie, ale na razie sprawia wrażenie jeszcze jednego zaadoptowanego formatu, który do telewizji nie wnosi nic nowego. Pozostaje liczyć na kolejny sezon Dochodzenia i czekać na drugą serię The Bridge.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj