Before I Go to Sleep” to historia kobiety, która zmaga się z amnezją. Za każdym razem po przebudzeniu nie pamiętam nic z dnia poprzedniego i nie wie, kim jest. W funkcjonowaniu pomaga jej mąż, jednak w ukryciu przed nim prowadzi pamiętnik wideo. Zebrane informacje stają się coraz bardziej niespójne, więc Christine postanawia odkryć prawdę z przeszłości. Film w reżyserii Rowana Joffé niestety nie zachwyca. Ciekawa historia kobiety z amnezją, której pamięć resetuje się po zaśnięciu, z początku intryguje. Wraz z główną bohaterką krok po kroku poznajemy jej przeszłość. Poczucie obcości i niepokój utrzymuje się cały czas, ale paradoksalnie nie idzie to w parze z budowaniem napięcia. Tempo tego thrillera jest spokojne, wręcz monotonne. Faktem jest, że możemy uświadczyć kilku momentów grozy i zwrotów akcji, ale nie powodują one szybszego bicia serca. Niestety fabuła (oparta na bestsellerowej powieści Stevena J. Watsona) jest pogmatwana i pełna dziur logicznych. Wątek utraconej tożsamości jest tutaj całkowicie zepchnięty na dalszy plan i nie odgrywa znaczącej roli. Co gorsza, historia jest całkowicie przewidywalna – pytanie nie brzmi kto?, ale dlaczego?. A i tak odpowiedź na to drugie okazuje się rozczarowująca i mało spektakularna. [video-browser playlist="624362" suggest=""] Jak na tak słaby scenariusz plejada gwiazd, którą zatrudniono do „Before I Go to Sleep”, nie zawiodła, a swoje role aktorzy odegrali jak należy. Nicole Kidman robiła, co mogła, aby jej postać wypadła jak najbardziej przekonująco. Na pewno miała pomysł na to, jak zagrać neurotyczną Christine, jednak efekt tych starań nie robi wrażenia, a po dłuższym czasie nawet męczy i irytuje. Za to Colin Firth pokazał się z zupełnie innej strony, w roli, w jakiej go jeszcze nie oglądaliśmy. Aktorowi należą się słowa uznania za wykreowanie postaci, której z jednej strony jest nam po prostu żal, a z drugiej nie do końca jesteśmy w stanie zaufać (podobnie jak główna bohaterka). Firth to aktor wielkiego formatu i z nawet niezbyt wymagającej roli potrafi wycisnąć maksimum emocji. Podobnie zresztą rzecz się ma z Markiem Strongiem – w filmie odgrywa drugoplanową rolę, a mimo to skutecznie mąci widzom w głowie. „Before I Go to Sleep” jest filmem co najwyżej przeciętnym. Króciutki thriller (88 minut) potrafi wciągnąć i zaciekawić, jednak nie oczekujmy od niego za wiele inteligentnej rozrywki czy emocji. Podobnie zresztą jest z wydaniem DVD. Poza zwiastunem filmu i zapowiedziami m.in. „Paddingtona” i „Uprowadzonej 3” niczego więcej nie oferuje. Można jedynie stwierdzić: jaki film, takie DVD.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj