Zatoka szpiegów opowiada fikcyjną historię Franza Neumanna (Bartosz Gelner), niemieckiego oficera Abwehry, który wraz z oddziałami stacjonuje w Gdyni – akcja rozgrywa się w roku 1940, kiedy rejony dzisiejszego Trójmiasta są już pod panowaniem niemieckiej armii. Mężczyzna wychowywany był przez swoją matkę oraz ojczyma, któremu całe życie starał się zaimponować. Pewnego dnia Franz zaczyna zgłębiać własne drzewo genealogiczne. Dowiaduje się nieco więcej o swoim ojcu i polskich korzeniach, co wywołuje w nim szereg rozterek moralnych. Gdy pojawia się okazja do nawiązania współpracy z aliantami, Franz staje przed wyborem, który będzie miał realny wpływ na jego dalsze życie – pozostać po stronie niemieckiej czy może... przejść do polskiego wywiadu? W serialu poznajemy Franza w roli porucznika i szpiega, a także śledzimy wątki kryminalno-detektywistyczne, a miejscami również romantyczne. Reżyserem jest Michał Rogalski, a scenariusz napisali Michał Godzic i Wojciech Lepianka. Całość składać się będzie z dziewięciu trwających około 45 minut odcinków, emitowanych cotygodniowo na antenie TVP oraz w TVP VOD. Choć odcinki są dość krótkie, można odnieść wrażenie, że trochę się ciągną – przez trzy pierwsze epizody kluczowa akcja dopiero się zawiązuje, więc mamy do czynienia z paroma nudnymi dłużyznami. Scenariusz zakłada dużą intrygę, która położy się cieniem prawdopodobnie na całym sezonie. I tu jest dość typowo – główny bohater zostaje wplątany w tajemnicze wydarzenia. Nie wie, komu zaufać, bo zagrożenie może nadejść z każdej strony. Do tego otrzymujemy dylematy osobiste, które uzasadniają kolejne działania Franza, parę rozterek sercowych, które mają podnieść stawkę wydarzeń, a także konflikt rodzinny. W teorii wszystkie części składowe się zgadzają (rozpisano je prawidłowo), w praktyce jednak zupełnie tego nie czuć – bohaterowie są niesłychanie sztywni, a tajemnica trochę naciągana. Kolejne wydarzenia, w które angażuje się Franz, nie wywołują większych emocji – patrzy się na to beznamiętnie, ponieważ tempo akcji w wielu miejscach się rozmywa, a melodramaty i romanse w każdym epizodzie budzą raczej niezręczność, a nie zainteresowanie. Być może wpływ na taki odbiór tej produkcji ma ogólna sterylność serialu – choć akcja rozgrywa się w środku II wojny światowej, zupełnie nie czuć wojennego klimatu ani żadnej atmosfery zagrożenia. Wymuskani bohaterowie przechadzają się schludnymi, czystymi uliczkami, a ich charakteryzacja sprawia wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z kukłami z teatru lalek, a nie z ludźmi z krwi i kości. Rozumiem, że w dużej mierze jest to reprezentacja najbogatszych Niemców, którzy brylują na salonach, jednak tak zbudowane postacie po prostu nie są autentyczne. W serialu da się wyczuć przesadną teatralność. Twórcy kilkukrotnie pokusili się też o sceny łóżkowe oraz sceny bójek – w żadnym wypadku nie mamy do czynienia z czymś wiarygodnym; widać w tym jedynie dobrze wyćwiczoną choreografię. Akty miłosne są mechaniczne i pozbawione jakichkolwiek emocji (w tym przypadku kuleje też sam fundament, ponieważ główny bohater ląduje w łóżku z kobietami dosłownie na zawołanie, bez żadnego uzasadnienia fabularnego), przez co momentami patrzy się na to z pewną dozą zażenowania. Bójki między bohaterami to natomiast seria wymierzonych od linijki ciosów i przewidywalnych, doskonale ze sobą zgranych uników. Trudno brać to na poważnie. A o odczuwaniu przy tym intensywnych emocji już nawet nie wspomnę. Główna obsada produkcji spisuje się całkiem dobrze. Każdy stara się wykrzesać ze swojego bohatera jakieś emocje. Utrudnia to jednak do bólu prosty scenariusz, który nie przewiduje nadania tym postaciom głębi. Jedynym bohaterem, który ma jakieś dylematy, jest Franz. Pozostali na ten moment robią tu jedynie za tło. Sprawę utrudnia też fakt, że główny bohater nie wzbudza sympatii. Wydaje mi się, że twórcy trochę przesadzili, bo zachowanie pewnego siebie cwaniaczka często powoduje niesmak. Paru innych bohaterów już teraz wyrasta na stereotypowych złoli. Ich pompatyczne dialogi czy monologi na tym etapie wywołują uśmiech politowania. Sama czołówka sprawia wrażenie, jakby przed nami rozpoczynał się rasowy thriller. Z dużej chmury mały deszcz! Na razie jest bardzo średnio i – szczerze mówiąc – jakoś nie kusi mnie, by dowiedzieć się, co będzie dalej. Zatoka szpiegów to mało angażujący i mało autentyczny serial, który raczej nie będzie trzymał w napięciu. A szkoda, bo historia miała do tego wszelkie możliwe warunki. Zamiast krwistego serialu – pełnego akcji, intryg i elementów kina szpiegowskiego – otrzymujemy wygłaskaną, sterylną i płaską opowieść, która nie oferuje niczego szczególnego ani jako produkcja wojenna, ani jako dramat.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj