Członkowie sekty z Plas Golau nieustannie przygotowują się na Wielki Koniec. I choć wszystko w ich działaniu kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, to nawet nie zauważycie, kiedy udzielą się Wam ich paranoje.
Alex Marwood to doskonale znane nazwisko wszystkim zwolennikom thrillerów z zaskakującymi zwrotami akcji. Autorka przyzwyczaiła nas już, że jej książki trzymają w napięciu i wzbudzają ciekawość, przez którą trudno oderwać się od czytania. Tym razem wykreowany przez nią świat jest jeszcze bardziej fascynujący. Pisarka odkrywa przed nami codzienność sekty żyjącej z dala od cywilizowanego świata. Jej członkowie są przekonani, że w koniec jest coraz bliżej i tylko odpowiednio przygotowani będą mogli go przeżyć. Wspólnota stara się być samowystarczalna we wszystkich aspektach. Uprawiają pola, zbierają zioła i grzyby, nie używają środków farmaceutycznych, nie zatracają się w rozrywkach. Czas upływa im głównie na pracy, ale jest to praca warta poświęceń, ponieważ pozwoli im przetrwać, gdy naprawdę nadejdzie koniec. Ludzie z sekty z pogardą mówią i myślą o pozostałych członkach społeczeństwa, którzy zginą z powodu lekceważenia oczywistych znaków. Wspólnocie przewodzi charyzmatyczny Lucien, którego celem jest spłodzenie potomka – Jedynego, wybrańca spośród wielu. To właśnie on ocali świat, a raczej to, co z niego zostanie po nadejściu apokalipsy. Czytając pierwsze strony Zatrutego ogrodu, możemy zacząć się zastanawiać - czyżby Wielki Koniec już nadszedł? Prawie wszyscy członkowie sekty zostają odnalezieni martwi na terenie posiadłości. Romy jest jedną z tych, która przetrwała. I to głównie dzięki niej możemy się dowiedzieć, co działo się w zamkniętej społeczności.
Książka Marwood świetnie pokazuje istotę sztuki manipulacji. Lucien, wcielając się w rolę dobrotliwego, kochającego ojca, zyskuje zaufanie wszystkich członków sekty. Dzięki temu ich umysły są niczym plastelina, którą może urabiać zgodnie ze swoimi potrzebami. Romy, po opuszczeniu Plas Golau, każdy element nowej rzeczywistości potrafi wytłumaczyć starymi przekonaniami. Najciekawsze jest to, że mimo iż z boku jej sposób myślenia jest przerażający, to jednak właśnie w tych utartych schematach dziewczyna znajduje siłę, by stoczyć bój z zupełnie nowymi przeciwnościami. Wspólnota daje poczucie bezpieczeństwa. Nieważne, jak niedorzeczne byłyby jej zasady, ciężko w takim systemie odnaleźć oparcie w czymkolwiek innym. Choć może się do widać absurdalne, to jednak czytając książkę Marwood, prędzej czy później dochodzi się do wniosku, że poddanie się manipulacji dla wielu osób jest jedynym sposobem na życie. A może nawet świadomym wyborem?
Zatruty ogród to znacznie więcej niż po prostu świetna książka. Opowieść ma wszystkie niezbędne elementy, które powinien mieć dobry, trzymający w napięciu thriller. Marwood w swoim stylu stara się wyprowadzić czytelnika w pole i nie zapomina o zaskakujących zwrotach akcji, które wszystkie przypuszczenia i możliwe scenariusze rozwoju fabuły wywracają do góry nogami. I tym razem pojawiają się charakterystyczne dla autorki przeskoki w czasie. Brak chronologii wprowadza dezorientację i sprawia, że czytelnik z jednej strony czuje się wyposażony we wszystkie elementy układanki, ale równocześnie widzi, że zebrane w całość fragmenty w ogóle do siebie nie pasują. Tak, zdecydowanie jest to jedna z tych książek, przy których co chwila powtarzamy sobie – „jeszcze tylko jeden rozdział”. I wtedy… Zupełnie znienacka nadchodzi koniec – nie jest to, co prawda, koniec przepowiadany przez Luciena, ale i tak czujemy się na niego nieprzygotowani. Dawno już doszłam do wniosku, że im bardziej podoba mi się książka, tym mocniej zawiedziona jestem jej zakończeniem. Zatruty ogród to, jak do tej pory, mój numer jeden wśród thrillerów proponowanych przez Alex Marwood. Być może właśnie dlatego zakończenie powieści wydaje mi się totalnym nieporozumieniem. Jestem nim zawiedziona i rozczarowana. Mam ochotę krzyczeć – jeszcze jeden rozdział, jeszcze tylko jeden! Niestety nie ma już żadnego rozdziału. Wszystko zostało przeczytane. Jak można tak okrutnie postępować z czytelnikiem, pani Marwood?