Zbrodnie po sąsiedzku dają zaledwie mały trop co do tego, kto może stać za zabójstwem Bena, ale robią to w taki sposób, że od razu chciałoby się więcej. Otóż pojawia się pewne nagranie, które staje się soczystym cliffhangerem. Twórcy doskonale wiedzą, jak się bawić takimi motywami. Od razu pojawia się wiele domysłów, kto może być tą tajemniczą postacią. Podejrzenie automatycznie pada na Lorettę – bo ona najwięcej zyskała na tej śmierci – ale to przecież zbyt oczywiste, by mogło być prawdziwe. Potencjalnych sprawców jest więcej, co czyni ten sezon tak intrygującym.
Wątek Loretty w teraźniejszości to prawdziwy popis aktorstwa Meryl Streep, która się świetnie bawi i może pokazać więcej niż to, do czego nas przyzwyczaiła. Kołysanka niani to scena kipiąca emocjami, muzycznie doskonale wpadająca w ucho. Nie jestem przekonany, czy w wykonaniu innej artystki zadziałałaby tak nadzwyczajnie pod kątem emocjonalnym. To jedna z najlepszych scen tego serialu. Okazuje się, że planowany na ten sezon musical to strzał w dziesiątkę.
Zresztą cały plan na zmienienie tej dziwacznej sztuki w jeszcze dziwniejszy musical jest tak niedorzeczny, że perfekcyjnie pasuje do konwencji serialu. Motyw ten idealnie połączył się z intrygą kryminalną, serwując emocje i humor w dobrej dawce. Zbrodnie po sąsiedzku są zabawne, szalone, a czasem wręcz absurdalne. Zwłaszcza gdy Charles nieudolnie stara się wydobyć informacje o chusteczkach. Dostajemy wyraźny trop, kto może mieć coś wspólnego ze zbrodnią. Pamiętajcie jednak, że to dopiero 3. odcinek, więc to raczej tylko przystanek na drodze do celu.
Dwa poprzednie sezony Zbrodni po sąsiedzku były naprawdę dobre, a odnoszę wrażenie, że 3. sezon będzie jeszcze lepszy. Na razie twórcy kapitalnie wyczuli konwencję i świetnie operują postaciami.