Komiks Zdobywcy Troy to opowieść fantasy z elementami sci-fi, będąca prequelem popularnych serii Christophe’a Arlestona dziejących się na świecie Troy.
Seria komiksów dziejących się na planecie Troy narodziła się blisko ćwierć wieku temu i zyskała dużą popularność. Cykle, między innymi o Lanfeuscie (szykuje się zresztą reedycja w Polsce) i trollach, doczekały się łącznie ponad dwudziestu tomów. Teraz przyszła pora na nową na naszym rynku historię; choć „nowa” to nie do końca właściwy termin, bo w Les conquérants de Troy scenarzysta przenosi nas tysiące lat wstecz, do czasów początków kolonizacji tej planety.
Jak przystało na prequel, przede wszystkim czytelnik poznaje początki świata. Pojawiają się też drobne smaczki, które będą jasne dla osób, które znają całość serii (albo przynajmniej pokazują to, co było znane tylko z legend). I tak można się dowiedzieć, jak i dlaczego trolle stały się inteligentne, skąd na Troy wzięła się magia i jak ludzie zasiedlili tę planetę i opanowali nadnaturalne zdolności.
Przede wszystkim jednak jest to historia przygodowa, mająca na celu przedstawienie losów barwnych postaci. I o ile bohaterowie faktycznie potrafią zainteresować czytelnika, nawet jeśli są dość archetypiczne, to już z ich perypetiami bywa różnie. Na zbiorcze wydania Zdobywców Troy składają się cztery mocno powiązane fabularnie historie.
Fabuła koncentruje się na tym, że potężne Konsorcjum Kwiatów odkryło istnienie magii na Troy. Porywa i sprowadza osadników, by rozwijać ich potencjał magiczny, by następnie wykorzystać ich w niecnych celach. W ten sposób na planetę dostała się Tabula (a także jej brat i oddzieleni od nich rodzice), która jest przewodnią postacią serii. Początkowo planuje tylko uwolnić brata i odnaleźć rodziców, ale z czasem misja powiększającej się grupy bohaterów staje się poważniejsza: celem jest obalenie władców i zaprowadzenie sprawiedliwych rządów… nawet jeśli początkowo wcale nie ujmują tego w te słowa.
Strona graficzna autorstwa Ciro Tota jest dość… infantylna; nawet bardziej niż w głównej serii. Przyznam szczerze, że niespecjalnie przypadła mi do gustu, choć poniekąd dość dobrze oddaje naturę Zdobywców Troy: nieco humorystyczną, bardzo fantastyczną, z odrobiną mniej lub bardziej zawoalowanych aluzji, także natury erotycznej. Jest to przyjemna mieszanka, aczkolwiek brak jej błysku – czegoś, co pojawiało się w Lanfeuscie z Troy. Być może po prostu brak wyraźniejszej osi fabularnej? Niby Tabula szuka rodziców, niby jest walka o wolność… ale to wszystko jakby wychodziło przypadkiem.
Omawiany album można potraktować zarówno jako wprowadzenie do świata Troy, jak i uzupełnienie wcześniej przeczytanych przygód w tych realiach. Zdobywcy Troy nie oszałamiają, ale są solidną robotą z frankofońskiego nurtu komiksowego, a w szczególności z jego bardziej rozrywkowego odgałęzienia.