Współczesne amerykańskie komedie nie mają się najlepiej. W przeważającej części są one oparte na kloacznym humorze, który nie oferuje nic poza wulgaryzmami, puszczaniem bąków, wymiotowaniem czy żartami bazującymi na seksie i genitaliach. Może po prostu taki humor do mnie nie trafia. Z tego też powodu bardzo rzadko śmieję się w kinie w dzisiejszych czasach. Jeśli znajdę choćby jeden film rocznie, który potrafi rozbawić, uważam to za sukces. Millerowie są właśnie takim filmem.

Historia przygotowana na tę komedię jest prosta i banalna; nie oferuje żadnych zwrotów akcji czy zaskoczeń. Wszystkiego możemy domyśleć się bez większego problemu już po obejrzeniu zwiastuna czy nawet po przeczytaniu opisu. Jednym z głównych powodów tej sytuacji jest wyraźnie wykorzystanie oklepanego schematu. I tutaj brawa dla twórców filmu, bo klucz do sukcesu Millerów leży w tym, że biorą ten schemat i realizują go w sposób efektywny.

Nie jest istotne tutaj, że scenariusz jest prosty, a fabuła przewidywalna - liczą się postacie, które dostarczają wiele śmiechu. Ogromna w tym zasługa obsady, która wspaniale ze sobą współgra. Jason Sudeikis, Jennifer Aniston, Will Poufer oraz Emma Roberts tworzą zwariowaną rodzinkę Millerów, potrafiącą rozśmieszyć w najmniej oczekiwanym momencie. Pomiędzy całą czwórką istnieje chemia i da się odczuć, że aktorzy również świetnie bawili się na planie. Takie coś przekłada się na komediowy efekt w kinie. Z powodzeniem wtórują im znani z seriali komicy Nick Offerman oraz Kathryn Hahn. Mają swoje momenty, które potrafią wywołać uśmiech na twarzy. Humor nie schodzi poniżej ustalonego poziomu i nie próbuje nas rozbawiać kloacznymi żartami. Wprawdzie jest on bez wątpienia prosty, ale niezwykle skuteczny. 

Na serialowców czekają dwie bardzo ważne rzeczy. Po pierwsze, po filmie dostaniemy szereg gagów i wpadek z planu, które również są zabawne. Ostatni z nich jest ściśle związany z serialem Przyjaciele, więc warto poczekać tę chwilę i je obejrzeć. Po drugie, jedną z mniejszych ról gra Molly C. Quinn z serialu Castle. Urokliwa aktorka zapewnia kilka wesołych momentów. 

Millerowie to dla mnie ogromne zaskoczenie. Być może straciłem już wiarę w amerykańskie komedie i idąc do kina z góry zakładam, że znowu dostanę to samo nieśmieszne "coś". Twórcy wyprowadzili mnie z błędu, tworząc prosty i pełen śmiechu film, do którego na pewno niejednokrotnie będę wracać. I wbrew temu, co piszą zagraniczni krytycy, zupełnie nieistotne jest, że Jennifer Aniston nie jest przekonująca w roli striptizerki. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj