"Żywe trupy: Wojna totalna" to najnowsza i zarazem wyjątkowa, bo zebrana w 2 tomach w ramach miniserii odsłona komiksowej sagi Roberta Kirkmana. Stanowi pokłosie wstrząsających wydarzeń z jubileuszowego, setnego numeru (w wydaniu zbiorczym w albumie "Powód do strachu"), w którym pojawił się Negan, kolejny antagonista Ricka Grimesa. Przez następne kilkanaście miesięcy czytelnicy niecierpliwie czekali na ich ostateczną konfrontację. Kiedy nadszedł na nią czas, okazało się, że Kirkman postawił na długą i prawdziwie epicką batalię.

Czytaj również: "Thorgal", "Żywe Trupy" czy "Kajko i Kokosz" w formie audiobooków trafią do Biedronki

Przypomnijmy - Negan to przywódca Zbawców, zajmujących się pilnowaniem porządku i pobieraniem haraczów od innych grup umiejscowionych na obrzeżach Waszyngtonu. Z jedną z takich grup, zamieszkującą otoczone drewnianą palisadą Wzgórze, Rick zawarł układ i obiecał, że ze swoimi ludźmi zajmie się Zbawcami. Wydarzenia z setnego numeru postawiły Ricka w nowej, niekomfortowej sytuacji - pod kontrolą Negana. Jednak nasz bohater, jak choćby dobitnie świadczą jego ostatnie słowa z końcówki 4. sezonu serialu, tak łatwo się nie poddaje. Zaczyna potajemnie planować odwet, knuje i zawiera sojusze. Problem w tym, że trafił na równego sobie przeciwnika. Możemy być pewni, że w nadchodzącej tytułowej wojnie zostaną przekroczone kolejne granice ludzkiej podłości i zezwierzęcenia w tym nieprzyjaznym, opanowanym przez zombie świecie.

[image-browser playlist="581318" suggest=""]

Zanim jeszcze doszło do otwartej wojny, Rick zaznał nieoczekiwanych, ojcowskich problemów. Oto w pewnym momencie na pierwszy plan wysunął się Carl, którego obecny wygląd mógłby z pewnością zaszokować niezaznajomionych z komiksową serią fanów serialu. Razem z Neganem zafundowali Rickowi prawdziwy emocjonalny rollercoaster. A jeszcze nie tak dawno mogło się wydawać, że Kirkmanowi brakuje pomysłów na rozwój fabuły. Wraz z pojawieniem się Negana seria ponownie nabrała rumieńców. Ten rządzący twardą ręką grupą Zbawców arogant i pragmatyk w jednym to postać świadomie balansująca na granicy szaleństwa. W przypadku Gubernatora mieliśmy pewność, że jest z nim coś nie tak. Z Neganem jest inaczej - jego postawa, poza i czyny świadczą przede wszystkim o tym, że doskonale wie, jak przystosować się do nowego obrazu świata. Choć przecież i Rick taką wiedzę posiada. Na dodatek podpartą niebagatelnym doświadczeniem i wciąż niegasnącą nadzieją, że zawsze może być lepiej.

[image-browser playlist="581319" suggest=""]

Rick Grimes pozostaje w jakimś stopniu ostatnim sprawiedliwym na apokaliptycznej ziemi, choć co chwila na jego wizerunku pojawiają się kolejne rysy. Wciąż jest jednak człowiekiem skłonnym do poświęceń, człowiekiem z wizją, dzięki której nie ustaje w pragnieniu odbudowy i uporządkowania świata. Aby realizować swoje cele, musi niestety stosować te same chwyty co przeciwnik, którego wizja i sposoby na przetrwanie są może bardziej skuteczne, lecz krótkowzroczne. Rick w starciu z Neganem musi być tak samo przebiegły, okrutny i przede wszystkim musi potrafić reagować na nieprzewidziane okoliczności. Wojna, która w pierwszym akcie idzie po jego myśli, w kolejnym daje większe szanse na zwycięstwo Neganowi. I tak na przemian, cios za cios, w ruch idą nawet granaty. Oglądamy okrutną partię szachów z charkoczącymi świadkami w postaci hord zombie. Czy któraś z walczących stron zda sobie w końcu sprawę, że to właśnie żywe trupy są prawdziwymi zwycięzcami tej wojny? Czy na uczestników tej batalii spłynie nagłe oświecenie? Jeśli ktoś chce odpowiedzi na te pytania, niech zabiera się za lekturę komiksu. Tu wciąż, bardziej niż w serialu, uwidoczniają się scenopisarskie talenty Roberta Kirkmana. Kiedy wydaje się nam, że wszystko już widzieliśmy, ten przebiegły twórca wali nas pięścią w twarz i ponownie dostajemy rozwiązanie, którego się nie spodziewaliśmy. Z rodzaju tych, które na stałe zmienią obraz świata i samych bohaterów.

[image-browser playlist="581320" suggest=""]

"The Walking Dead" to prawdziwy fenomen. Serial jest oglądany przez miliony widzów, którzy gremialnie narzekają potem na fabularne rozwiązania. I oglądają dalej. Z komiksem jest dokładnie tak samo. Owszem, "Żywe trupy" zmieniają się nieuchronnie w rysunkową, apokaliptyczną telenowelę, z której jednak trudno jest zrezygnować. Bo chcemy wiedzieć, co będzie dalej. Bo najciekawsza jest tu relacja budowana między ojcem a synem. Bo Andrea w komiksie wciąż żyje i jest sto razy fajniejszą postacią niż ta serialowa. No cóż, w serialu jest za to Daryl. Ale i w komiksie pojawiają się nowe, biorące udział w wojnie przeciw Neganowi postacie - świetnie wyszkolony w walce wręcz Jesus i Ezekiel, ekscentryczny władca Królestwa z tygrysicą u boku. W kolejnych zeszytach, jak donoszą wieści zza Atlantyku, czekają nas naprawdę duże niespodzianki i nowe przetasowania. A 5. sezon serialu właśnie startuje. Znowu ci, którzy i czytają, i oglądają, będą brać udział w niezliczonych dyskusjach pełnych porównań i pretensji. Bo miejscami serial wydaje się eksplorować wątki odrzucone przez Kirkmana w komiksie. Prowokuje to do pytań: Dlaczego nie ma tej postaci? Dlaczego ta zginęła? Kogo tym razem łaskawie oszczędzą? Dlaczego? Też o to pytałem, gdy serial startował. Teraz z tego rozdźwięku między fabułą komiksu i serialu czerpię przede wszystkim przyjemność. Bo sprawujący pieczę nad całym uniwersum "The Walking Dead" Robert Kirkman, by podtrzymać zainteresowanie odbiorców, zachowuje się niczym prawdziwy demiurg. Taki, który doskonale wie, co robi.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj