Witam, Ponieważ dopadła mnie sesja i różne inne obowiązki zawodowe jak i te mniej poważne, ale jakże istotne dla mojego życia, dlatego tempo spisywania moich bezsensownych przemyśleń na tym blogu drastycznie spadło. Ale mam nadzieję, że dość szybko nadrobię zaległości, tradycyjnie przeprowadzając konsultacje społeczne w trakcie konsumpcji wysokoprocentowych trunków z domieszką dymu papierosowego (ostatnio po raz n-ty staram się rzucić). A skoro mamy luty i wielkimi krokami zbliża się premiera drugiego sezonu "Hannibala", który stworzył geniusz wysmakowanych ujęć Brian Fuller, wypadałoby napisać parę słów na temat tego, jak bardzo kocham ten serial; obsesyjne zachowania jak najbardziej wskazane.
  • Po pierwsze nieproceduralny -  procedural Jeśli ktokolwiek, choć przez chwilę pomyślał, że jest to typowy procedural, to jakże się myli. Owszem, pojawia się sprawa tygodnia, niemniej jednak każdy z odcinków to element większej całości i dopiero po obejrzeniu całego sezonu, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że nic w tym serialu nie jest przypadkowe. Dopiero finał, ukazuje nam prawdziwe oblicze tej produkcji i muszę przyznać, że konsekwencja w kreowaniu świata przedstawionego, również potrafi zaskoczyć widza.
  • Pojedynek na linii Will/Hannibal Jakże miło było zobaczyć Willa i Hannibala razem, kiedy nie próbują się zabić nawzajem. A ponieważ ich losy znam jedynie z książek i filmów (Red Dragon, Manhunter), to totalnym zaskoczeniem było zobaczenie jak to się wszystko zaczęło. Bo nie jest to zwykła przyjaźń pomiędzy dwójką ludzi. Ich wzajemne relacje są zarówno dla jednego jak i drugiego swoistego rodzaju wyzwaniem i nawet kiedy Lecter zostaje schwytany, obaj panowie dalej podziwiają się nawzajem. Bardzo podoba mi się kierunek jakim podążyli twórcy 1 sezonu, a rozmowy tych dwóch to poezja w czystej postaci.
  • Moja miłość jeśli chodzi o Hannibala Lectera Tego pana zobaczyłam po raz pierwszy w kinie w wieku lat 13, gdy dziadek przemycił mnie do kina na film z jego udziałem i pokochałam go miłością bezgraniczną. I nie wiem czy to ze względu na jego geniusz, niesamowite skille jeśli chodzi o gotowanie, granie na fortepianie, szkice itd. czy może wszystko naraz. To jedna z tych postaci, która każde morderstwo potrafi zamienić w dzieło sztuki, na które, aż chce się patrzeć. I o ile narzekałam na garnitury od Armaniego, tak w tym przypadku jego outfit jest pierwszorzędny. Chyba już wiem skąd się wzięła moja miłość do panów w wysmakowanych garniturach z obłędem w oczach. Dodatkowo Pan Mikkelsen taki złowieszczy w swojej roli. Wzdycham!
  • Ładne gościnne występy
  • Uroda serialu Jak już wcześniej wspominałam, serialem Pana Fullera mają to do siebie, że pod względem wizualnym zachwycają. Podobnie jest w tym wypadku... plenery są takie mroczne i piękne, biuro głównego bohatera jest cudowne, a o miejscach zbrodni już nie wspomnę. Godzinami mogłabym się zachwycać tymi stylizacjami... i jestem chyba jedną z niewielu osób, którym szybciej bije serce, na widok wystylizowanych zwłok.
  • Nawiązania do kanonu Jak ja lubię gdy twórcy robią ukłon w stronę fanów oryginalnych opowiadań czy filmów i przemycają różnego rodzaju smaczki. I jak tu nie kochać twórców serialu.
* Dziś nie napisze wam żadnych mądrości, bo takowych nie mam. Mogę jedynie powiedzieć, że znajomi z Mensy dorwali w londyńskim metrze Pana Scotta i zrobili mu zdjęcie specjalnie dla mnie na poprawę humoru.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj