Breakin' = spoiler alert!

24 Live Another Day: 9x11-12

Zanim przejdę do finałowego odcinka i podsumowań, szybka ocena 11 odcinka!

24 Live Another Day 9x11

Stare, dobre 24. Akcja na kilku frontach: tu prezydent walczy z potężnym kryzysem, tu Jack, który jest wszędzie, tu akcja pod przykrywką, Chloe, i konspirujący ze sobą Rosjanie z Chengiem (wat?!).

Jack autentycznie był zszokowany informacją, że Cheng żyje (a Audrey chyba bardziej), bardzo sprytnie to sobie wymyśliła Chloe aby nagrać jego głos. Kolejny trop prowadził do kolejnego, po nitce do kłębka wyszło na jaw, że Mark Boudreau dał Rosjanom namiary na komunikator Jacka. "[Anatol Stolnavich] pracuje pod przykrywką zastępcy ministra. Jest agentem wywiadu, idioto!" – jak Jack coś powie to boki zrywać… swoją drogą, to z międzynarodowego terrorysty Jack stał się agentem Secret Service, że może wymachiwać bronią w gabinecie prezydenta? Jak to się mówi: nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, Mark. Żeby choć trochę odpokutować swoje grzechy, kazali mu działać pod przykrywką i spotkać się z Anatolem, który nie będzie dobrze wspominać tego spotkania…

Tymczasem Audrey postanowiła zadziałać i wykorzystać własne kontakty. Niestety Cheng jest trzy kroki przed prezydentem i biedna Audrey jest trzymana na muszce. Jej koszmar powrócił.

Rozbawiły mnie próby przekonania przez Hellera prezydenta Chin (który pięknie mówił po angielsku… taa jasne, jakby to w rzeczywistości miało się wydarzyć), że to była pomyłka, an accident. Przez przypadek zatopiliśmy wasz lotniskowiec. Sorki.

Więc wojna wisi na włosku (DEFCON 3!), a jedynym sposobem na jej powstrzymanie jest złapanie Chenga żywego…

To nie Gra o Tron aby przedostatni odcinek był tym miażdżącym… mózg… uhhh, więc to było świetne przygotowanie sobie pola na finałowy odcinek: uratować Audrey, powstrzymać Chenga, a tym samym zapobiec wojnie. Czas leci, TYK, TYK, TYK, TYK.

PS. Philip Winchester grający pułkownika Shaw jest niesamowicie podobny do Tahomoh Peniketta grającego Gadreela w Supernatural. Cały czas się zastanawiałam czy to nie ten sam aktor, ale za każdym razem miałam wątpliwości.

 

24: Live Another Day 9x12

Wspaniały finałowy odcinek. Czy najlepszy? Tu można polemizować, ale pod względem aktorskim nie mam wątpliwości, że tak.

Szybko nasz główny bohater dowiaduje się, że Audrey jest trzymana na muszce przez Chenga. Nadszedł czas się rozdzielić: Kate rusza ratować Audrey, a Jack z pomocą Chloe (którą zgarnął po drodze) i Belchecka idą na misję uratowania świata (jakoś od razu mi się przypomina to hasło promocyjne z 5 sezonu: In the first day - he saved the president; in the second - he saved the city; in the third - he saved the country; in the fourth - he saved the world. You think he has nothing more to save? You don't know Jack...").

Próba ratowania Audrey z nieszczęsnej ławeczki – doskonała. Napięcie sięgało zenitu. I to nie dlatego, że zegar tykał, a Jack gdzieś tam latał z karabinem i strzelał do ludzi Chenga. Po prostu same sceny były pełne emocji: przerażona Audrey i stalowe nerwy Kate (z tym określeniem gdzie jest strzelec było bardzo sprytne). I moment, w którym sekundy dzieliły od egzekucji Audrey (kiedy Jack został wykryty), serce podskoczyło mi do gardła. Na szczęście nic się nikomu nie stało (poza Chińczykami), jeszcze…

Mówiłam, że Cheng jest trzy kroki przed prezydentem (a dwa przed Jackiem?). Wiedział, że i tak zostanie podjęta próba uratowania córki prezydenta, więc przygotował drugą ekipę, która była bardziej skuteczniejsza… Kate próbująca zatamować krwawienie z rany, umierająca Audrey… cichy zegar…  

Kolejne sceny coraz bardziej przygnębiające; Ron Clark dowiadujący się o śmierci Audrey i Kate dzwoniąca do oblężonego Jacka. Wstrząśnięta twarz Jacka, głos Kate w słuchawce: "Jack, słyszysz mnie? Jack, powiedz coś…". Totalna rozpacz. Czy Jack wyciągając broń miał zamiar strzelić do siebie? Możliwe… ale to Jack. W mgnieniu oka wziął się w garść i w szale rozprawił się ze wszystkimi przeciwnikami niczym Terminator ("po co ci ten tasak?!" – wykrzyknęłam). Trochę kung fu z Chengiem i USA zostało uratowane.

Good job, mister Bauer…

Nie spodziewałam się, że 24 stać na pokazanie tak emocjonalnych scen. Najpierw przekazanie wiadomości o córce Hellerowi, a potem to co powiedział na lotnisku premierowi WB…, że za rok nie będzie pamiętać, że miał córkę… straszne. Ja na pewno nie zapomnę tych scen.

I końcówka. Wymiana Jacka za Chloe (którą przechwycono w czasie akcji). Takie symboliczne ściśnięcie dłoni na znak przyjaźni. I Jack odlatujący helikopterem do Moskwy… DLACZEGO DALI SILENT CLOCK?!

Chyba po to abym nie mogła triumfalnie wytykać zegara, co mi się bardzo spodobało ;)

PS. Trochę szkoda Marka Boudreau, który zostanie skazany za zdradę, stracił żonę. A i tak z troską wypytywał się jak czuje się prezydent…

 

PODSUMOWANIE:

Finałowy odcinek – znakomity. Emocjonalny, aktorsko kapitalny. Wartka akcja, kilka zapadających w pamięć scen. Jako nowość dostaliśmy przeskok czasowy – z godziny 10:46 p.m. na 10:50 a.m., dobry pomysł (i w sumie cała akcja rozegrała się w tych 24 godzinach). A cichy zegar jest zawsze w cenie…

Oczywiście można by darować sobie te przerysowane sceny z tasakiem czy do przesady drążenie tematu przyjaźni Chloe-Jack. No wiemy, że się przyjaźnią, zależy im na sobie i tworzą świetny team. Ale wolałam już 8 sezon… a w ogóle czy ta cała dekapitacja samurajskim mieczem była konieczna?? Fajnie, że ten sezon jest pełen dość specyficznych śmierci, których jeszcze nie mieliśmy okazji doświadczyć ale… powtarzam – to nie Gra o Tron! Naprawdę brakowało tylko Góry i… człowieka z włócznią. Chociaż może kusza byłaby ciekawsza.

 

Sezon dziewiąty 24 oceniam jako bardzo udany. Oczywiście po tylu sezonach trudno jest coś nowego wymyśleć, ale kryzys związany z dronami na pewno można uznać za dobry pomysł. Zamiast zastępu złych Rosjan, Chińczyków, Arabów czy innych ludzi, dostaliśmy jedną zdesperowaną i zawziętą terrorystkę. I bardzo dobrze to wyszło.  

Może i Jack Bauer już nie biega tak szybko jak kiedyś ale dalej jest tym samym Jackiem co 4 lata temu. Wszystkie charakterystyczne motywy 24 (i parę powrotów postaci), mimo że odgrzane jak stare kotlety, znowu wywoływały szeroki uśmiech zrozumienia i nostalgii za poprzednimi sezonami.

Sezon 24 chyba nie może się obyć bez przynajmniej jednej emocjonalnej śmierci. Kto wie czy śmierć Audrey nie była jedną z najbardziej wzruszających. Mieliśmy zaskakująco (jak na 24) dużo czasu na szok, smutek i żałobę.

Pod względem aktorstwa 9 sezon wypada chyba najlepiej ze wszystkich sezonów. Kiefer Sutherland jako Jack Bauer, jak zawsze był wyśmienity. Scena, w której najpierw jego twarz obrazowała pełnię cierpienie w mgnieniu oka przeobraziła się w twarz pełną determinacji i nienawiści, była absolutnie genialna. Niepotrzebnie tak szybko ogłoszono nominacje do Emmy, bo na pewno na liście znalazłby się również Kiefer. Ale to nie tylko Sutherland pokazał wielką klasę. William Devane jako James Heller również był niesamowity (znowu te sceny z lotniska), wbrew pozorom stworzył wyrazistą postać. Co prawda w porównaniu do poprzednich prezydentów wydawał się być nieco miękki i może nie taki poważny, ale właśnie to go wyróżniło. Dalej – Yvonne Strahovski jako Kate również wypadała znakomicie. Mam ochotę odświeżyć sobie Chucka, aby jeszcze sobie na nią popatrzeć. Oczywiście nie zapomnę wspomnieć o latającej Margot czyli Michelle Fairley – po roli Catelyn w GoT, urosła w moich oczach jeszcze bardziej. Moje słowa uznania kieruje również do Tate’a Donovana (Mark Boudreau – nareszcie sama poprawnie napisałam jego nazwisko! Rola Marka przekonująca), Mary Lynn Rajskub (stara, dobra Chloe… tylko w glanach!), Kim Raver (no cóż… jej wielkie oczy idealnie się nadają do obrazowania przerażenia i eksponowania łez) i Michael Wincott (nieodgadniony Adrian Cross!).   

I na koniec… ALE JAK TO CICHY ZEGAR?? Chcemy 10 sezonu, a nie straszenia nas, że Jack jest już właściwie martwy! Zgodzę się nawet na 12 odcinków (format "pół-sezonu" bardzo dobrze się sprawdził!) i braku rzeczywistego czasu (też pozytywnie oceniam), a nawet jak trzeba będzie, mogą robić kilka przeskoków czasowych w ciągu 24 godzin. Wszystko byle powstał 10 sezon tego legendarnego serialu! Tylko… już nie za bardzo jest kogo zabić w 24, skoro już prawie wszystkich zabili. Może by tak Tony’ego znowu wskrzesić??

Tak więc, 9 sezon nie zawiódł, był bardzo dobry, stawiam go na równie z sezonami 7-8, ale i tak piąty i trzeci sezon pozostały nie zagrożone w moim prywatnym rankingu. Czekam na dobre wiadomości od Fox’a, że powstanie 10 sezon, a wtedy znowu będziemy odliczać godziny do ulubionego serialu, jakim jest 24. YEAH! TYK, TYK, TYK, TYK…

[image-browser playlist="" suggest=""]

PS. Nie dość, że teraz nie wiem co z życiem zrobić po finale to muszę zmienić logo…

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj