The walking dead 4x09 A więc… na to czekałam dwa pełne miesiące? Seriously? Przez ostatnie dwa tygodnie odliczałam razem z fejsbukową stroną TWD dni do wznowienia serii… nawet ściągnęłam sobie aplikację i przerobiłam się na zombie… taka faza (a ile śmiechu! polecam). A tu co? Rick z Carlem, nieatakowani absolutnie przez żadnego szwędacza, docierają do kilku domów wypełnionych jedzeniem. Twórcy coś przebąkiwali, że będą drążyć relacje ojciec-syn… no to chyba się dowiercili do jądra Ziemi. Niech wracają, nie ma tu ani ropy, ani diamentów, łupków, a tym bardziej ciekawego odcinka. Carl pokłócił się z ciężko rannym ojcem, taki pewny siebie, że pokona wszystkie zombiaki. Oczywiście nie dałby sobie sam rady (ten moment wywarzania drzwi haha) i w najlepszym wypadku straciłby buta. Ciekawe jest to, że mały Carl bez mrugnięcia okiem zabił swoją matkę ale przemienionego ojca to już nie… przez sekundę niemal uwierzyłam, że Rick umarł i stał się szwędaczem (fajne ujęcia) – ale to była króciutka chwila, no bo gdzie by scenarzyści zabili główną postać? Słabe były te sceny z koszmarem Michonne, zdecydowanie mogli lepiej je zrobić. Ale fajnie, że się zjednoczyli. Chandler Riggs (Carl) mógł się wykazać aktorsko, ale szału nie było… za to wiem jedno po tym odcinku… po przeczytaniu Igrzysk Śmierci, jestem jak Suzanne Collins – jak dla mnie twórcy mogą spokojnie zabić Carla, bo stał się wyjątkowo irytującą postacią (do tej pory był mi obojętny). Tak. Jestem rozczarowana, bo po wybuchowym 4x08 spodziewałam się kontynuacji dramatycznej ucieczki z więzienia, ciągłego napięcia, prawdopodobnie trochę strzelania z kuszy, a dostałam "Carla samego w miasteczku zombie". No nic, za tydzień powinno być ciekawiej.   Supernatural 9x12-13 Dawno nie widzieliśmy Gartha w akcji. Nasz przesympatyczny… łowca… ciężko mi przez klawiaturę przechodzi to słowo, a więc Garth podczas jednego z polowań w okolicy Portland… to blisko naszego Grimma w sumie… w każdym razie Garth został ugryziony przez wilkołaka i się przemienił. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, dzięki temu poznał swoją nową żonę – Bess. Jej super-przyjazna wataha przyjęła go do siebie i tak sobie żyli przez kolejne 4 miesiące aż tu nagle nie pojawili się Dean z Samem. Ale kto uwierzy w dobre intencje wegetarian-wilkołaków. Ragnarok, czyli dzień, w którym wilki opanują świat to autentyczna historia (tak jak mnóstwo innych motywów w Supernatural). Ragnarok to kres dziejów, gdzie "straszliwe wilki pożrą Słońce i Księżyc, zgasną wszystkie gwiazdy na niebie, a ziemię zatopi morze". I ma nadejść 22 lutego 2014 roku! (więcej link) Ale nie martwmy się – Dean i Sam powstrzymali niedobre wilkołaki – możemy spać spokojnie. Niestety bracia znowu mają odmienne zdania. Muszę przyznać, że trzymam stronę Sama. Trzynasty odcinek również podejmuje aktualne tematy. Winchesterowie ruszyli do ośrodka SPA, gdzie pacjenci w rekordowym tempie tracili na wadze. Brzmi znajomo? A słyszeliście ostatnio o niejakiej Rachel Fredrickson, która zrzuciła 70 kg w 3 miesiące? Kto wie, czy jakiś Pishtaco nie pomógł tej Amerykance schudnąć. Sam – człowiek wielu talentów, tym razem pokazał się jako trener fitness (jogi?). Było na co popatrzeć. A tak poza tym konflikt na linii Sam-Dean coraz bardziej się zaognia. Sam nie uratowałby Deana, gdyby ten postanowił odejść. I co prawda to prawda – Dean uratował Sama dla siebie, a nie dla niego. Smutne to. Ale pewnie na koniec sezonu się pogodzą. A może i nie? Wszystko tak trochę idzie w stronę Kaina i Abla. Odcinek do przyjęcia, nawet mi się szkoda zrobiło pani Martizy, a slangowa gadka pani szeryf musiała być wyzwaniem dla tłumaczy napisów.    
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj