Breakin' = this post is dark and full of spoilers

The Walking Dead 5x02

They’re walking… walking…

To chyba ten moment kiedy trzeba darować sobie komentarze i snucie teorii. Czytelnicy komiksu wiedzą i pewnie ostrzą sobie zęby w związku z pojawieniem się księdza Gabriela ("Who is Father Gabriel?" pytają na facebooku). Trudno żeby nie, skoro dla serialowiczów jest to co najmniej podejrzana postać, a w internetach z dużą niecierpliwością czekało się na to kto zostanie obsadzony w tej roli (Seth Gilliam, całkiem przekonujący).

W związku z tym, że pojawił się kolejny czarnoskóry aktor w serialu (i jeszcze Morgan powróci)… zgodnie z tradycją w The Walking Dead - trzeba pozbyć się innego… Tyreese, czyli Chad L. Coleman będąc mamką dla Judith ma zarezerwowane stałe miejsce w obsadzie… no chyba, że wyjdzie na jaw, że nie zabił Martina i niektórzy mogą mieć o to pretensje. Zdaje się, że swoim aktem łaski przypieczętował los Boba… który postanowił się przewietrzyć (czyt. popłakać w lesie) i wtedy go uprowadzili Terminusi.  Kiedy prosił o kolejny pocałunek od Sashy to mówię sobie: Ohoooo, to mi wygląda na pożegnalny kiss. W każdym razie… jak na razie pożegnaliśmy nogę Boba. Kanibale zrobili sobie z jego łydki pyszne hamburgery… no żeby się nimi udławili! Co jest wielce prawdopodobne, pod warunkiem, że Boba jednak dziabnął szwędacz w tym podmokłym magazynie.

[image-browser playlist="580972" suggest=""]

Po pierwszym odcinku, pełnym wybuchów, strzałów i szwędaczy drugi epizod był nieco spokojniejszy. Impreza w kościele, przemowa sierżanta Abrahama, akcja w magazynie – wciąż dużo się działo. Gdzie te czasy kiedy większość czasu postacie tylko ze sobą gadały, a Rick zajmował się swoim poletkiem i zagrodą… nie specjalnie za nimi tęsknię, wolę kiedy akcja idzie do przodu, ale i tak z sentymentem powracam myślami do tych klimatycznych odcinków, wypełnionych grozą – kiedyś oni widząc zombiaka wpadali w panikę i uciekali, a teraz? "Ja się tym zajmę", ciach, bum, trzask. Ale i tak mi się podoba!

Już odliczam dni do kolejnego odcinka The Walking Dead, zadając sobie pytania: Będzie bitwa z Terminusami? Zjedzą do końca Boba? Czy Carol i Daryl odnajdą Beth? I kim jest nasz księżulek? Dużo tych pytań…

 

Outro:

Na samym początku odcinka Michonne chce zabić szwędacza mieczem… sięga po niego ale orientuje się, że przecież… go nie ma. Albo wg memów – Carol o nim zapomniała ;) dobre to było, bo ja też wciąż jestem przekonana, że zaraz kogoś posieka na kawałki.

[image-browser playlist="580973" suggest=""]

Yep, miałam rację z zegarkiem. I nawet tego nie wyczytałam w komentarzach lub ciekawostkach XD

Supernatural 10x01-02

Jejku… to już DZIESIĄTY sezon Supernatural! Tak sobie myślę, że jak bym miała teraz zaczynać od początku ten serial… to chyba by mi się nie chciało. Mimo, że dziewiąty sezon wspominam pozytywnie. Ale co to będzie w dziesiątym?

Dobre pytanie. Dość szokująco zakończył się poprzedni sezon, Dean stał się demonem za sprawą Znamienia Kaina. Metatrona uwięzili, Abaddonę zabili, Gadreel popełnił samobójstwo, a Castiel pozostał bez swojej łaski. Trochę się działo.

Może i nie mam żadnych oczekiwań od Supernatural, bo serial już swoje zrobił i niczego nie musi mi udowadniać, ale… spodziewałam się trochę żwawszej akcji w pierwszym odcinku. Albo chociaż drugim. A tu? Dean spędza wesoło czas w towarzystwie psiapsiółki-Crowleya i ma generalnie głęboko gdzieś Sama. Ten z kolei z kontuzją ręki (znowu!) płacze po kątach ale i tak postanawia ratować brata (nie żeby w 9 sezonie nie stwierdził, że tego by nie zrobił) jeszcze go porywa niejaki Cole, żądny zemsty na Deanie za zabójstwo jego ojca 10 lat temu. No cóż, pewne jest to, że Dean dzięki demonicznym mocom po raz pierwszy w walce kung-fu nie oberwał, a nawet postąpił bardzo złośliwie i okrutnie.

Fakt, Dean-demon jest niezwykle pewny siebie i z tym uśmieszkiem potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi, co jest ciekawym zwrotem sytuacji w całej historii tego serialu (poza tym lubię takie motywy kiedy postać ze złej staje się dobra lub na odwrót), ale te dwa odcinki… były po prostu nudne. Tak nudne, że ani mnie nie bawił Crowley, ani Metatron… no może trochę mi się ciepło na sercu zrobiło widząc Castiela z tą małą dziewczynką (how sweet…). W sumie nic się nie działo, zero emocji nawet związanych z przemianą Deana (no może poza: "It’s just a car").

Pytanie teraz co wymyślą scenarzyści? Oczywiste jest, że Sam będzie się starać przemienić Deana  z powrotem w człowieka (jak wiemy, da się; chociaż aby być precyzyjną powinnam napisać "uleczyć" Deana), chociaż może być kłopot z tym Znamieniem (swoją drogą, ciekawe czy Dean teraz może sobie hulać po świecie w postaci Dymka?). Nie ominą nas łzawe sceny braterskiej miłości (przynajmniej ze strony Sama) i próby uczłowieczania Deana (walki z jego Dark Passenger… a Crowley to niby co? Harry Morgan?).

I jakoś nie ma z kim walczyć… (prawie wszystkie) anioły wróciły do nieba, Metatron (na razie) jest zamknięty, Crowley znowu coś będzie knuć. Castiel bez swojej łaski też niczego nie zwojuje… Jakoś nie widzę aby w obecnym stanie Dean biegał za potworami, demonami, wampirami skoro… teraz to jego koledzy spod ciemnej gwiazdy. Chyba, że nasz Winchester trochę koloryzuje swoją demoniczność i zwodzi wszystkich aby Sam odpuścił? Chociaż wolałabym opcję drugą, czyli naprawdę jest mega zły i wykiwa Crowleya aby zostać królem piekieł! To by dopiero było!

Podsumowując, słaby początek (oby to się wiązało tylko z tym złamanym ramieniem Jareda Padaleckiego i zmianami w scenariuszu), zawiało nudą oraz niepokojem o kolejne odcinki. Zobaczymy…

Outro:

W drugim odcinku Sam daje swoją wizytówkę, przedstawiają się jako Lemmy Kilmister, czyli wokalista Motorhead… następnym razem proszę o Bruce’a Dickinsona z Iron Maiden! ;)

 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj